"Śmierć - kropka czy przecinek?"
~Valeriu Butulescu
________________________________________________________________________________
Siedziałam przy
łóżku Todda całą noc. Lacey nie chciała odejść od ojca, a ja nie mogłam zostawić
jej samej. Byłam zmęczona. Potrzebowałam kofeiny.
- Idę po kawę –
poinformowałam Lacey. – Chcesz coś do jedzenia?
Pokręciła głową.
Chciałam coś powiedzieć, ale dałam za wygraną. Od poprzedniego wieczora, Lacey
nie powiedziała ani słowa. Martwiłam się o nią.
Powoli schodziłam
po schodach i kierowałam się w stronę stołówki. Szpital był ogromny. Zewsząd
otaczały mnie szklane ściany, a okna w pokojach pacjentów były pozasłaniane.
Pielęgniarki nerwowo biegały. Obok mnie chirurg w asyście stażystów wiózł pacjenta
na operację. Uśmiechnęłam się. Zdążyłam zapomnieć jak wygląda życie w szpitalu.
Przez chwilę znów
byłam chirurgiem i spieszyłam się na operację. Wyobrażałam sobie jak wchodzę do
sterylnej sali, staję obok pacjenta i biorę do ręki skalpel. Uśmiechnęłam się.
- Megan! – krzyknął
głos za mną. Odwróciłam się. Już nie byłam na sali operacyjnej.
- Tommy –
uśmiechnęłam się. – Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem
zobaczyć jak sobie radzicie. Martwiłem się o was.
- To miłe z twojej
strony. Chodźmy na kawę, nie wytrzymam długo bez kofeiny – uśmiechnęłam się
lekko i wskazałam ręką na stołówkę. Zamówiliśmy kawę i usiedliśmy przy jednym z
wielu okrągłych stolików.
- Co z Toddem? –
przerwał wreszcie milczenie Tommy.
- Źle – odparłam
krótko. – Miał wstrząs mózgu, pękniętą śledzionę, a wczoraj jego serce nie
wytrzymało i zatrzymało się. Choć lekarzom udało się przywrócić krążenie, to
tylko kwestia czasu kiedy… - nie byłam w stanie dokończyć. Ciągle miałam przed
oczami wyraz twarzy Lacey, kiedy lekarz nas o tym poinformował. Mnie też to
dotknęło. Mogły się między nami wydarzyć różne rzeczy, ale pozostaje faktem, że
kiedyś byliśmy małżeństwem i do tego mamy razem córkę.
- To straszne –
powiedział Tommy i wziął mnie za rękę.
Mruknęłam coś w
odpowiedzi.
- A co ze śledztwem?
– spytałam. – Wiecie, kto go pobił?
- Cóż… wiemy, że
miało to związek z jego pracą. Kiedy pojechaliśmy do jego kancelarii,
zastaliśmy to samo co w domu. W salonie znaleźliśmy materiał genetyczny, Kate
wciąż go bada. Mamy nadzieję, że należy do naszego sprawcy.
- To dobrze –
uśmiechnęłam się lekko. – Obiecaj mi, że znajdziesz tego, kto to zrobił.
- Obiecuję.
- A czy Kate
wspominała coś o wczorajszym incydencie? – spytałam rumieniąc się.
- Nie – zaśmiał się
Tommy. – Ale myślę, że powinniśmy odkupić jej tą pościel.
- Z pewnością –
zawtórowałam mu. – Dziękuję ci.
- Za co? – spytał
zdezorientowany.
- Za to, że jesteś
– pocałowałam go lekko, ale po chwili spochmurniałam. – Kate wie, ale ona jest
moją przyjaciółką, w końcu i tak bym jej powiedziała. Wie też Lacey i chyba nie
ma nic przeciwko, ale jest ktoś, komu to się nie spodoba. Moja matka.
- No tak. Pamiętam
że nie za bardzo za mną przepadała – uśmiechnął się. Widocznie mu to nie
przeszkadzało. – Co zrobimy?
- Nie wiem –
odrzekłam zgodnie z prawdą. – Nie chcę
jej mówić, ale w końcu i tak się dowie. Mogę poprosić Lacey żeby jej nic nie
mówiła, ale to tylko chwilowe rozwiązanie.
- A co z ludźmi z
pracy? Mogę powiedzieć Adamowi? Będzie tryumfował i cieszył się że wyszło
jednak na jego, ale będzie po naszej stronie.
- Naszej stronie? –
nie rozumiałam.
- No wiesz, kiedy
szef się dowie… Kate może nie robić problemów, ale nie wiem czy komisarz też
spojrzy na nas tak przychylnie. Związki partnerów z pracy nigdy nie kończą się
dobrze.
- Mogę dobrze robić
swoje bez względu na to z kim się spotykam i jestem pewna, że ty również.
- Obawiam się, że
Boltonowi nie wystarczy nasze zapewnienie.
- No tak… nowy
szef… - mruknęłam, przypominając sobie, co się stało z poprzednią szefową
policji.
Tommy chyba
zrozumiał o czym myślałam.
- Przez to wszystko
co się stało zapomniałem spytać jak sobie radzisz z tym, co się wydarzyło
między tobą a szefową Martin?
- Nie potrafię tego
jeszcze do końca zrozumieć. Kiedy wydaje mi się, że wszystko już sobie
poukładałam, okazuje się, że tak naprawdę to wszystko to jeden wielki bałagan.
Przez 35 lat żyłam ze świadomością że
mój ojciec popełnił samobójstwo, a teraz okazuje się, że to wszystko było
kłamstwem. Ciężko jest mi się z tym pogodzić. Do tego okazało się, że za śmierć
mojego ojca jest odpowiedzialna kobieta, którą znałam. Odkąd zostałam lekarzem
sądowym była obecna na każdym kroku. Patrzyła mi w oczy, utrudniała śledztwa,
rozmawiała ze mną jakby to nigdy się nie wydarzyło.
W moich oczach
zalśniły łzy. Tommy starł je i pogładził po policzku.
- Do tego życie
zawdzięczam mordercy. Nie miałam okazji mu podziękować. Nie wiem, dlaczego
zrobił to, co zrobił i obawiam się, że nigdy się nie dowiem.
- Wszystko się
jakoś ułoży. Nie zawsze otrzymujemy odpowiedzi na te najtrudniejsze pytania, ale
to nie znaczy że mamy przestać próbować – uśmiechnął się delikatnie aby dodać
mi otuchy.
Chciałam coś
powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo nagle rozległ się przeraźliwy dźwięk dzwonka
mojej komórki.
- Słucham? –
uważnie wysłuchałam, co ma do powiedzenia głos w słuchawce. Już nie było mi do
śmiechu – Zaraz będę.
- Coś się stało? –
spytał Tommy, widząc moją przerażoną minę.
- Todd –
wykrztusiłam. – Nie żyje. Muszę iść do Lacey.
*********
Ceremonia
pogrzebowa przebiegła bez zakłóceń. Ksiądz mówił o wyższości spraw boskich nad
ziemskimi, o przemijaniu i o tym, jak ludzkie życie zatacza koło. Matka Todda
nie chciała być gorsza i wygłosiła mowę o tym, jakim dobrym synem i ojcem był,
oraz jak troszczył się o innych ludzi. Ja nie miałam ochoty wygłaszanie czegokolwiek.
Przetrwałam mszę
powstrzymując się przed opuszczeniem kaplicy. Nie chciałam tam być. Całe to
gadanie o życiu po śmierci, o miejscu gdzieś tam w niebie i o Bogu, którego
istnienia nikt jeszcze nie udowodnił mnie przygnębiało.
Po pogrzebie odbył
się mały bankiet na cześć Todda. To był pomysł
jego matki. Niestety organizacją musiałam zająć się ja i dlatego też
byłam uwięziona w restauracji do samego końca, co było prawdziwą torturą. Na
szczęście, kiedy moja matka zabrała Lacey do domu, zaprzyjaźniłam się z butelką
tequili. Tak, nasza przyjaźń trwała do momentu, w którym postanowiłam przerwać
toczące się rozmowy i zwrócić na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Wzięłam
więc do ręki szklaneczkę z napojem i zaczęłam swoją przemowę.
- Po czterech
tequilach stwierdziłam, że jednak chcę coś powiedzieć – krzyknęłam, a język
zaczął mi się plątać. Byłam wstawiona. Zastanawiacie się zapewne, gdzie był
Tommy i czemu mnie nie powstrzymał, przed zrobieniem z siebie idiotki. No cóż,
odpowiedź jest tak banalna, że aż śmieszna. Był w toalecie. – O Toddzie można
powiedzieć wiele rzeczy – kontynuowałam. – Mogłabym teraz opowiadać o tym, jak
wspaniałym i troskliwym był mężem, o tym jak kochał mnie całym sercem i gotów
był za mnie oddać życie, ale jeśli znacie mnie choć trochę wiecie, że nie lubię
kłamać. Todd Fleming był dupkiem – teraz wszyscy zgromadzeni patrzyli na mnie z
otwartymi ustami, a ja się dopiero rozkręcałam. – Był wrednym, samolubnym
dupkiem, który zdradzał mnie przy każdej nadarzającej się okazji. Pewnie powiecie,
że to nie prawda, że Todd, którego znaliście taki nie był. Ale tak właśnie
było. Todd był świnią. Usłyszeliśmy dzisiaj piękne przemówienie o tym, jak
troszczył się o innych ludzi. Małe sprostowanie. On nie troszczył się o ludzi,
ale o ich kieszenie. Zależało mu jedynie na pieniądzach i na piep**eniu się ze
swoją sekretarką…
*************
Obudziłam się
następnego dnia rano z potwornym kacem. Tommy leżał obok mnie.
- Miałam potworny
sen – wyszeptałam zaspana, a głowa bolała mnie jakby ktoś przez całą noc walił
w nią młotkiem. – Śniło mi się, że skompromitowałam się na stypie Todda.
- Um… kochanie –
Tommy odgarnął mi włosy z czoła. – To nie był sen.
- Co?! – zerwałam
się z łóżka. – Jak to?! Powiedz, że Lacey tego nie słyszała.
- Twoja matka
zdążyła ją zabrać zanim dobrałaś się do butelki z tequilą. Coś ty sobie
myślała?
- Nie myślałam.
Byłam pijana – jęknęłam, a głowa opadła mi na poduszkę. Chciałam umrzeć.
********************
Następnych kilka
nocy spędziłam z Lacey. Wiedziałam doskonale co czuje moja córka, ponieważ gdy
byłam w jej wieku również straciłam ojca, miałam jednak nadzieję, że Lacey nie
zazna tego bólu. Nic nie jadła, tylko piła, ale wiedziałam że to i tak dobrze.
Od dwóch dni nic nie mówiła, ale to było normalne. Była w szoku. Ale i tak radziła
sobie lepiej niż ja, gdy straciłam ojca.
Przed oczami
stanęła mi scena ze szpitala. Gdy dotarłam do sali Todda, pierwszą rzeczą jaka
przykuła moją uwagę, było ciało mojego byłego męża wijące się w konwulsjach pod
wpływem prądu płynącego z defibrylatora. Lekarze nadal próbowali go ratować,
choć jego serce już nie pracowało.
Potem spostrzegłam
Lacey próbującą wydostać się z objęć pielęgniarki, by podbiec do ojca.
Pamiętałam, że podeszłam do niej, przytuliłam i powtarzałam że będzie dobrze,
choć doskonale wiedziałam, że wcale tak nie będzie.
- Okej, dość tego – powiedziałam do siebie i zadzwoniłam po moją matkę.
Tommy był w pracy, a ja musiałam coś załatwić. Kiedy matka przyjechała wyszłam
z domu i pojechałam do biura. Raźnym krokiem weszłam do gabinetu mojej
szefowej.
- Kate, wiesz jak rzadko cię o coś proszę – zaczęłam, pomijając
uprzejmości.
- Ciebie też miło widzieć – uśmiechnęła się blondynka.
- Yhy – mruknęłam. – Chciałabym cię prosić o dwa tygodnie urlopu. Muszę
zabrać stąd Lacey. Z każdym dniem jest z nią coraz gorzej, a ja nie mogę już na
to patrzeć.
- Okej – uśmiechnęła się. – Nie ma sprawy.
- Dziękuję – powiedziałam i
ruszyłam w stronę drzwi. Nagle zatrzymałam się i spojrzałam na nią. - Kate.
- Tak? – podniosła głowę znad papierów.
- Przepraszam za tamto na imprezie.
- Nic się nie stało – uśmiechnęła się. – Cieszę się, że się spotykacie.
- Ja chyba też – odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się. – Muszę lecieć.
Kiedy wróciłam do domu, od razu poszłam do pokoju Lacey. Leżała na
swoim łóżku, cicho łkając. Wzięłam głęboki i podeszłam do niej.
- Wstawaj skarbie – uśmiechnęłam się do niej. – Spakuj się. Jutro
wyjeżdżamy na Florydę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz