sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 3. Bezsilność

"Śmierć - kropka czy przecinek?"

~Valeriu Butulescu

 ________________________________________________________________________________


Siedziałam przy łóżku Todda całą noc. Lacey nie chciała odejść od ojca, a ja nie mogłam zostawić jej samej. Byłam zmęczona. Potrzebowałam kofeiny.
- Idę po kawę – poinformowałam Lacey. – Chcesz coś do jedzenia?
Pokręciła głową. Chciałam coś powiedzieć, ale dałam za wygraną. Od poprzedniego wieczora, Lacey nie powiedziała ani słowa. Martwiłam się o nią.


Powoli schodziłam po schodach i kierowałam się w stronę stołówki. Szpital był ogromny. Zewsząd otaczały mnie szklane ściany, a okna w pokojach pacjentów były pozasłaniane. Pielęgniarki nerwowo biegały. Obok mnie chirurg w asyście stażystów wiózł pacjenta na operację. Uśmiechnęłam się. Zdążyłam zapomnieć jak wygląda życie w szpitalu.
Przez chwilę znów byłam chirurgiem i spieszyłam się na operację. Wyobrażałam sobie jak wchodzę do sterylnej sali, staję obok pacjenta i biorę do ręki skalpel. Uśmiechnęłam się.
- Megan! – krzyknął głos za mną. Odwróciłam się. Już nie byłam na sali operacyjnej.
- Tommy – uśmiechnęłam się. – Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem zobaczyć jak sobie radzicie. Martwiłem się o was.
- To miłe z twojej strony. Chodźmy na kawę, nie wytrzymam długo bez kofeiny – uśmiechnęłam się lekko i wskazałam ręką na stołówkę. Zamówiliśmy kawę i usiedliśmy przy jednym z wielu okrągłych stolików.
- Co z Toddem? – przerwał wreszcie milczenie Tommy.
- Źle – odparłam krótko. – Miał wstrząs mózgu, pękniętą śledzionę, a wczoraj jego serce nie wytrzymało i zatrzymało się. Choć lekarzom udało się przywrócić krążenie, to tylko kwestia czasu kiedy… - nie byłam w stanie dokończyć. Ciągle miałam przed oczami wyraz twarzy Lacey, kiedy lekarz nas o tym poinformował. Mnie też to dotknęło. Mogły się między nami wydarzyć różne rzeczy, ale pozostaje faktem, że kiedyś byliśmy małżeństwem i do tego mamy razem córkę.
- To straszne – powiedział Tommy i wziął mnie za rękę.
Mruknęłam coś w odpowiedzi.
- A co ze śledztwem? – spytałam. – Wiecie, kto go pobił?
- Cóż… wiemy, że miało to związek z jego pracą. Kiedy pojechaliśmy do jego kancelarii, zastaliśmy to samo co w domu. W salonie znaleźliśmy materiał genetyczny, Kate wciąż go bada. Mamy nadzieję, że należy do naszego sprawcy.
- To dobrze – uśmiechnęłam się lekko. – Obiecaj mi, że znajdziesz tego, kto to zrobił.
- Obiecuję.
- A czy Kate wspominała coś o wczorajszym incydencie? – spytałam rumieniąc się.
- Nie – zaśmiał się Tommy. – Ale myślę, że powinniśmy odkupić jej tą pościel.
- Z pewnością – zawtórowałam mu. – Dziękuję ci.
- Za co? – spytał zdezorientowany.
- Za to, że jesteś – pocałowałam go lekko, ale po chwili spochmurniałam. – Kate wie, ale ona jest moją przyjaciółką, w końcu i tak bym jej powiedziała. Wie też Lacey i chyba nie ma nic przeciwko, ale jest ktoś, komu to się nie spodoba. Moja matka.
- No tak. Pamiętam że nie za bardzo za mną przepadała – uśmiechnął się. Widocznie mu to nie przeszkadzało. – Co zrobimy?
- Nie wiem – odrzekłam zgodnie z prawdą.  – Nie chcę jej mówić, ale w końcu i tak się dowie. Mogę poprosić Lacey żeby jej nic nie mówiła, ale to tylko chwilowe rozwiązanie.
- A co z ludźmi z pracy? Mogę powiedzieć Adamowi? Będzie tryumfował i cieszył się że wyszło jednak na jego, ale będzie po naszej stronie.
- Naszej stronie? – nie rozumiałam.
- No wiesz, kiedy szef się dowie… Kate może nie robić problemów, ale nie wiem czy komisarz też spojrzy na nas tak przychylnie. Związki partnerów z pracy nigdy nie kończą się dobrze.
- Mogę dobrze robić swoje bez względu na to z kim się spotykam i jestem pewna, że ty również.
- Obawiam się, że Boltonowi nie wystarczy nasze zapewnienie.
- No tak… nowy szef… - mruknęłam, przypominając sobie, co się stało z poprzednią szefową policji.
Tommy chyba zrozumiał o czym myślałam.
- Przez to wszystko co się stało zapomniałem spytać jak sobie radzisz z tym, co się wydarzyło między tobą a szefową Martin?
- Nie potrafię tego jeszcze do końca zrozumieć. Kiedy wydaje mi się, że wszystko już sobie poukładałam, okazuje się, że tak naprawdę to wszystko to jeden wielki bałagan. Przez 35  lat żyłam ze świadomością że mój ojciec popełnił samobójstwo, a teraz okazuje się, że to wszystko było kłamstwem. Ciężko jest mi się z tym pogodzić. Do tego okazało się, że za śmierć mojego ojca jest odpowiedzialna kobieta, którą znałam. Odkąd zostałam lekarzem sądowym była obecna na każdym kroku. Patrzyła mi w oczy, utrudniała śledztwa, rozmawiała ze mną jakby to nigdy się nie wydarzyło.
W moich oczach zalśniły łzy. Tommy starł je i pogładził po policzku.
- Do tego życie zawdzięczam mordercy. Nie miałam okazji mu podziękować. Nie wiem, dlaczego zrobił to, co zrobił i obawiam się, że nigdy się nie dowiem.
- Wszystko się jakoś ułoży. Nie zawsze otrzymujemy odpowiedzi na te najtrudniejsze pytania, ale to nie znaczy że mamy przestać próbować – uśmiechnął się delikatnie aby dodać mi otuchy.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo nagle rozległ się przeraźliwy dźwięk dzwonka mojej komórki.
- Słucham? – uważnie wysłuchałam, co ma do powiedzenia głos w słuchawce. Już nie było mi do śmiechu – Zaraz będę.
- Coś się stało? – spytał Tommy, widząc moją przerażoną minę.
- Todd – wykrztusiłam. – Nie żyje. Muszę iść do Lacey.


*********


Ceremonia pogrzebowa przebiegła bez zakłóceń. Ksiądz mówił o wyższości spraw boskich nad ziemskimi, o przemijaniu i o tym, jak ludzkie życie zatacza koło. Matka Todda nie chciała być gorsza i wygłosiła mowę o tym, jakim dobrym synem i ojcem był, oraz jak troszczył się o innych ludzi. Ja nie miałam ochoty wygłaszanie czegokolwiek.
Przetrwałam mszę powstrzymując się przed opuszczeniem kaplicy. Nie chciałam tam być. Całe to gadanie o życiu po śmierci, o miejscu gdzieś tam w niebie i o Bogu, którego istnienia nikt jeszcze nie udowodnił mnie przygnębiało.
Po pogrzebie odbył się mały bankiet na cześć Todda. To był pomysł  jego matki. Niestety organizacją musiałam zająć się ja i dlatego też byłam uwięziona w restauracji do samego końca, co było prawdziwą torturą. Na szczęście, kiedy moja matka zabrała Lacey do domu, zaprzyjaźniłam się z butelką tequili. Tak, nasza przyjaźń trwała do momentu, w którym postanowiłam przerwać toczące się rozmowy i zwrócić na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Wzięłam więc do ręki szklaneczkę z napojem i zaczęłam swoją przemowę.
- Po czterech tequilach stwierdziłam, że jednak chcę coś powiedzieć – krzyknęłam, a język zaczął mi się plątać. Byłam wstawiona. Zastanawiacie się zapewne, gdzie był Tommy i czemu mnie nie powstrzymał, przed zrobieniem z siebie idiotki. No cóż, odpowiedź jest tak banalna, że aż śmieszna. Był w toalecie. – O Toddzie można powiedzieć wiele rzeczy – kontynuowałam. – Mogłabym teraz opowiadać o tym, jak wspaniałym i troskliwym był mężem, o tym jak kochał mnie całym sercem i gotów był za mnie oddać życie, ale jeśli znacie mnie choć trochę wiecie, że nie lubię kłamać. Todd Fleming był dupkiem – teraz wszyscy zgromadzeni patrzyli na mnie z otwartymi ustami, a ja się dopiero rozkręcałam. – Był wrednym, samolubnym dupkiem, który zdradzał mnie przy każdej nadarzającej się okazji. Pewnie powiecie, że to nie prawda, że Todd, którego znaliście taki nie był. Ale tak właśnie było. Todd był świnią. Usłyszeliśmy dzisiaj piękne przemówienie o tym, jak troszczył się o innych ludzi. Małe sprostowanie. On nie troszczył się o ludzi, ale o ich kieszenie. Zależało mu jedynie na pieniądzach i na piep**eniu się ze swoją sekretarką…


*************


Obudziłam się następnego dnia rano z potwornym kacem. Tommy leżał obok mnie.
- Miałam potworny sen – wyszeptałam zaspana, a głowa bolała mnie jakby ktoś przez całą noc walił w nią młotkiem. – Śniło mi się, że skompromitowałam się na stypie Todda.
- Um… kochanie – Tommy odgarnął mi włosy z czoła. – To nie był sen.
- Co?! – zerwałam się z łóżka. – Jak to?! Powiedz, że Lacey tego nie słyszała.
- Twoja matka zdążyła ją zabrać zanim dobrałaś się do butelki z tequilą. Coś ty sobie myślała?
- Nie myślałam. Byłam pijana – jęknęłam, a głowa opadła mi na poduszkę. Chciałam umrzeć.


********************


Następnych kilka nocy spędziłam z Lacey. Wiedziałam doskonale co czuje moja córka, ponieważ gdy byłam w jej wieku również straciłam ojca, miałam jednak nadzieję, że Lacey nie zazna tego bólu. Nic nie jadła, tylko piła, ale wiedziałam że to i tak dobrze. Od dwóch dni nic nie mówiła, ale to było normalne. Była w szoku. Ale i tak radziła sobie lepiej niż ja, gdy straciłam ojca.
Przed oczami stanęła mi scena ze szpitala. Gdy dotarłam do sali Todda, pierwszą rzeczą jaka przykuła moją uwagę, było ciało mojego byłego męża wijące się w konwulsjach pod wpływem prądu płynącego z defibrylatora. Lekarze nadal próbowali go ratować, choć jego serce już nie pracowało.
Potem spostrzegłam Lacey próbującą wydostać się z objęć pielęgniarki, by podbiec do ojca. Pamiętałam, że podeszłam do niej, przytuliłam i powtarzałam że będzie dobrze, choć doskonale wiedziałam, że wcale tak nie będzie.


- Okej, dość tego – powiedziałam do siebie i zadzwoniłam po moją matkę. Tommy był w pracy, a ja musiałam coś załatwić. Kiedy matka przyjechała wyszłam z domu i pojechałam do biura. Raźnym krokiem weszłam do gabinetu mojej szefowej.
- Kate, wiesz jak rzadko cię o coś proszę – zaczęłam, pomijając uprzejmości.
- Ciebie też miło widzieć – uśmiechnęła się blondynka.
- Yhy – mruknęłam. – Chciałabym cię prosić o dwa tygodnie urlopu. Muszę zabrać stąd Lacey. Z każdym dniem jest z nią coraz gorzej, a ja nie mogę już na to patrzeć.
- Okej – uśmiechnęła się. – Nie ma sprawy.
-  Dziękuję – powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi. Nagle zatrzymałam się i spojrzałam na nią. -  Kate.
- Tak? – podniosła głowę znad papierów.
- Przepraszam za tamto na imprezie.
- Nic się nie stało – uśmiechnęła się. – Cieszę się, że się spotykacie.
- Ja chyba też – odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się. – Muszę lecieć.

Kiedy wróciłam do domu, od razu poszłam do pokoju Lacey. Leżała na swoim łóżku, cicho łkając. Wzięłam głęboki i podeszłam do niej.
- Wstawaj skarbie – uśmiechnęłam się do niej. – Spakuj się. Jutro wyjeżdżamy na Florydę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz