poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 7. Powrót do przeszłości cz.4

No i jest kolejna notka :) przepraszam, że dopiero teraz, ale byłam nad morzem i nie miałam  internetu :( A po powrocie czekała na mnie wspaniała niespodzianka i w tym miejscu dziękuję, dziękuję, dziękuję za tamten komentarz :) Teraz już wiem, że mam dla kogo pisać i jest to naprawdę wspaniałe uczucie <3 Zapraszam na kolejny rozdział i proszę o dalsze komentarze :)

_________________________________________________________


Spuściłam wodę. Od tygodnia, dzień w dzień, wymiotowałam. Jakieś paskudne zatrucie pokarmowe nie dawało mi żyć. Byłam wykończona. Przepłukałam usta, by pozbyć się gorzkiego smaku. Postanowiłam pójść do lekarza, musiałam wyzdrowieć.
Od dwóch miesięcy, od śmierci Aidena, nie miałam skalpela w rękach, nie pracowałam, prawie nie wychodziłam w domu.
Czas to zmienić. Pójdę do Kate. Jeśli nie wrócę do pracy, zwariuję. Ale najpierw czas na wizytę u lekarza.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Godzinę później siedziałam w gabinecie doktor Hart. Opowiedziałam jej w czym tkwi problem.
- Tak, to chyba faktycznie zatrucie pokarmowe, ale na wszelki wypadek zlecę również badanie krwi. Jesteś blada, to może być anemia, albo… coś innego. Dopóki nie dostanę
wyników, będziesz musiała się jeszcze trochę pomęczyć.
- Dobrze – powiedziałam, choć wcale mi się to nie podobało. – Gdzie mogę pobrać krew?
- Sama to zrobię, jeśli nie masz nic przeciwko.
Nie miałam. Chciałam to już mieć za sobą. Piętnaście minut później wyszłam z przychodni. Wyniki miały być za jakieś dwie godzinki, do tego czasu zdążę zrobić jakieś zakupy i zajrzeć do biura. Kupowałam owoce, kiedy zadzwonił telefon. Spojrzała na wyświetlacz.
- Doktor Hart – powiedziałam zaskoczona. – Nie spodziewałam się, że tak szybko pani zadzwoni.
- Megan, nie będę owijać w bawełnę, masz podwyższony poziom hormonu Beta H.C.G.
 Zaniemówiłam. To nie możliwe. To nie mogła być prawda. Nie teraz. Nie, kiedy już powoli sprzątnęłam cały bałagan w moim życiu.
- Jest pani pewna, że to nie pomyłka? Może pomylono próbki krwi. Może wcale nie chodzi o mnie.
- Nie ma mowy o pomyłce. To prawda. Jesteś…
- Okej, wiem – przerwałam jej. – Nie musi pani mówić. Ile to już czasu?
- Dwa miesiące.
- Dziękuję – rozłączyłam się.
Dwa miesiące. Nie, to nie fair. Dlaczego moje życie musi się ciągle komplikować?
Nie chciałam o tym myśleć. Zrobiłam zakupy i pojechałam do biura. Kiedy jechałam windą, miałam wątpliwości. Jeżeli będę musiała zostać w domu, nici z pracy, ale z drugiej strony, nie jestem chora. Miałam nadzieję, że Kate zrozumie.
Kiedy jechałam windą, znów miałam przed oczami wydarzenia z tamtej nocy. Pokręciłam głową. Ten rozdział w moim życiu był już zamknięty.
W końcu drzwi windy rozsunęły się i musiałam ją opuścić.
- Doktor Hunt – usłyszałam radosny głos Ethana, który zobaczył, że wróciłam. Zauważyłam, że miał krótsze włosy. Cóż, nie tylko ja postanowiłam zmienić coś w swoim życiu. – Wow. Wyglądasz świetnie – uśmiechnął się podchodząc do mnie. Za nim szedł Curtis. – To znaczy, nie, że nie zawsze wyglądasz, ale ty… wyglądasz naprawdę wspaniale.
- To nowa fryzura – uzasadnił zachowanie kolegi Curtis. – Przysięgam. Wraz z włosami wycieli mu część mózgu.
- Tęskniłam za wami – uśmiechnęłam się.
- Naprawdę? – spytał z nadzieją Ethan.
- Nie – ucięłam krótko. – Kate jest u siebie?
Curtis pokiwał głową, a ja ruszyłam przed siebie. Wymijając ich, poklepałam Ethana po
ramieniu. Widziałam, że to, co się stało, miało na niego ogromny wpływ. W końcu jego
świątynia, miejsce w którym  czuł się bezpiecznie, okazało się wcale nie być takie bezpieczne.
W końcu weszłam do jej gabinetu. Nie było mnie tyle czasu a nic się nie zmieniło.
- Megan – zdziwiła się Kate. – Co cię sprowadza?
Po co pytała? Przecież nie przyszłam na ploteczki.
- Chce wrócić do pracy.
- Minęło zaledwie…
- Dwa miesiące. Minęło, aż dwa miesiące – powiedziałam z naciskiem na „aż”.
- Jesteś pewna, że  jesteś gotowa wrócić?
- Mam ci przynieść zaświadczenie, że jestem zdrowa psychicznie?
- Megan, ja po prostu się o ciebie martwię. Dużo przeszłaś i…
- Aiden nie żyje, pogodziłam się z tym. Peter mnie zostawił, to fakt. Czego jeszcze potrzebujesz? Jestem zdrowa, pogodziłam się z ich stratą.
- Dobrze. Przyjdź jutro. Omówimy szczegóły twojego powrotu – dała za wygraną.
- Dziękuję – powiedziałam i wyszłam z biura.
Wróciłam do domu. Musiałam porozmawiać z Lacey. To będzie dla niej szok. Chciałam jakoś zabić czas. Postanowiłam zacząć sprzątać. Zanim się obejrzałam otworzyły się drzwi i do mieszkania weszła moja córka.
- Lacey. słońce, możemy porozmawiać? – spytałam.
- Jasne. Coś się stało? – zaniepokoiła się i położyła plecak obok drzwi do swojego pokoju.
- Nie, to znaczy tak. Wiesz co, usiądźmy i porozmawiajmy na spokojnie.
Zaprowadziłam ją do salonu i usiadłyśmy na kanapie.
- Chciałabyś mieć rodzeństwo? – spytałam prosto z mostu.
- Nie potrzebujesz do tego, no nie wiem, mężczyzny? – uśmiechnęła się.
- Pytam poważnie. Czy chciałabyś mieć rodzeństwo?
- Ja… nie… nie wiem… - jąkała się, tak jak zawsze, kiedy nie była czegoś pewna. - Chyba… chyba tak… tak. Chciałabym mieć rodzeństwo.
- To dobrze – odparłam.
- Mamo, co przede mną ukrywasz?
- Dowiedziałam się dzisiaj, że… że za siedem miesięcy w naszym życiu pojawi się pewien mały gość – wypaliłam.
Zapadła cisza, którą w końcu przerwała Lacey.
- Mamo, czy ty jesteś w ciąży?
Pokiwałam głową.
- W drugim miesiącu?
- Zgadza się.
- Aiden nie żyje od dwóch miesięcy, a zanim umarł, wyjechał na miesiąc. Mamo, czy ty chcesz mi o czymś powiedzieć?
Cisza.
- Mamo!
- To była tylko jedna noc…
- Mamo! Jak mogłaś?
- Nie oceniaj mnie!
- Mamo, jesteś w ciąży i nie masz faceta. Miałaś jakąś przygodę na jedną noc, a teraz będziesz miała dziecko. Kim jesteś i co zrobiłaś z moją matką? – spytała. – A tak poza tym, to się strasznie cieszę.
Roześmiałam się i przytuliłam moją małą dużą dziewczynkę.
- Ale ja nie będę do niej, albo do niego wstawała w nocy – uprzedziła mnie Lacey.
- Nie będziesz – uśmiechnęłam się. – Obiecuję.
- I jeśli to bliźniaki, wyprowadzam się.
Roześmiałam się.
- Jeśli to bliźniaki, to jedno się do ciebie wprowadzi – droczyłam się z nią.
- Mamo!
- Żartowałam – przytuliłam ją jeszcze mocniej.
- Kto jest ojcem?
Zacisnęłam usta. Przez ostatnie miesiące starałam się wymazać go z pamięci, a teraz nosiłam jego dziecko. Los lubi sobie ze mną pogrywać.
- Peter – powiedziałam w końcu.
- Musimy do niego zadzwonić – wykrzyknęła podekscytowana Lace i podbiegła do telefonu.
- Ani mi się waż!
- Czemu?
- Peter chciał żyć, zrobić coś szalonego. Musimy uszanować jego wolę.
- Mamo, on jest ojcem twojego nienarodzonego dziecka. Nie możesz tak siedzieć z założonymi rękami, musisz coś zrobić.
- Zrobię. Obiecuję. Ale jeszcze nie teraz. A póki co, idź odrabiać lekcje.
Lacey niechętnie, ale ruszyła do swojego pokoju.
- Lacey! – krzyknęłam.
- Tak, mamo?
- Kto cię wychował na tak mądrą dziewczynkę? – spytałam.
- Życie. No i ty – uśmiechnęła się.
- Kochanie?
 - Tak?
- Obiecaj, że nigdy nie skomplikujesz sobie życia tak, jak ja to zrobiłam, dobrze?
- Obiecuję.

***************

Miesiąc później stało się coś strasznego. Szykowałam się do pracy, telewizor był włączony, a Lacey wyszła już do szkoły. Właśnie leciały wiadomości. Dziennikarka mówiła coś o Amerykańskich wojskach w Afganistanie.
Zaczęłam zmywać naczynia, kiedy usłyszałam wiadomość o wypadku na łodzi. Upuściłam szklankę, która z łoskotem rozbiła się na miliardy małych kawałeczków. Na łodzi była jedna osoba. Mężczyzna, około czterdziesto pięcioletni. Poczułam jak robi mi się zimno. Mężczyzna ze zdjęcia przypominał Petera. Wiedziałam, że to on. Nagle świat zawirował.


Obudziłam się następnego dnia w szpitalu. Matka powiedziała mi, że poroniłam. Byłam śpiąca. Zanim się zorientowałam zasnęłam. Przez następny tydzień nie powiedziałam ani słowa. W końcu wróciłam do domu. Tym razem nie wzięłam urlopu.


Następnego dnia, po wyjściu ze szpitala, byłam gotowa do powrotu do pracy. Tak jak miesiąc temu, weszłam do gabinetu Kate. Darowałam sobie uprzejmości.
- Więc, jaka jest moja pierwsza sprawa? – spytałam.
- Idź do swojego gabinetu, zaraz do ciebie przyjdę.
- Okej.
Zrobiłam tak, jak kazała Kate. Siadłam na swoim starym krześle i poczułam jak wracają mi siły. Byłam gotowa na wszystko.
Obróciłam krzesło tyłem do wejścia, a przodem do ściany. Tak, jak kiedyś wpatrywałam się w zdjęcie Lacey na koniu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak ona szybko dorosła. Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie odwróciłam się.
- Akta twojej nowej sprawy – powiedziała Kate i położyła papiery na moim biurku. – Będziesz pracowała z nowym zespołem do spraw zabójstw, więc spróbuj tym razem niczego nie zepsuć.
Przewróciłam oczami i pojechałam na miejsce zbrodni.
Przyglądałam się ciału. Około pięćdziesięcioletni mężczyzna, ślady wymiotów na ubraniu, czuć było od niego alkohol.
- To nie morderstwo. Ten facet zapił się na śmierć – powiedziałam do detektywa stojącego obok mnie.
- Tak właśnie pomyślałem, ale musiałem poczekać na lekarza sądowego – powiedział inny detektyw, a ja zesztywniałam.
Ten głos. Zbyt znajomy. Nie. To nie mogła być prawda. Odwróciłam się. To naprawdę był on. To jakiś żart. Jestem ofiarą jakieś wielkiego, kosmicznego żartu.
- Adam, przywitaj się z doktor Megan Hunt – uśmiechnął się mężczyzna.
Nie potrafiłam uwierzyć, że on tu naprawdę jest. Wrócił, jak jakiś stary koszmar. Życie znowu dało mi w twarz.
- Tommy – jęknęłam, miałam do pogadania ze swoim losem.

***********

I tak to właśnie wyglądało. Jakby to ujęła moja córka – przerąbane po całości. Ale udało mi się przetrwać i byłam teraz tutaj, na cholernie gorącej plaży, a mężczyzna mojego życia czekał na mój powrót do domu.

Kiedy wrócę będziemy żyć razem, cholernie długo i szczęśliwie, jak wszystkie te pary z seriali telewizyjnych. I nic nie zepsuje mojego szczęścia. Już ja o to zadbam.