Ktokolwiek wymyślił spotkania absolwentów był idiotą. Ach, gdybym tylko
dorwała go w swoje ręce… No bo, powiedzcie szczerze, co jest fajnego, w
spotykaniu się z ludźmi, którzy trzydzieści lat temu, gnębili cię i wyśmiewali,
bo nie byłaś taką osobą, jaką oni chcieli żebyś była? Odpowiedź jest krótka. Nic. A już na
pewno nie ma w tym nic fajnego, kiedy twój chłopak wyjechał z miasta, a
przyjaciółka, która uczyła się w domu i nigdy nie zaznała życia w liceum, jest
zachwycona wizją poznania moich starych przyjaciół i zwyczajów panujących w
szkole średniej.
- I voila – uśmiechnęła się Kate, wyciągając z mojej szafy
pomarańczowo-czarną sukienkę, z białymi kropkami. Zastanawiałam się, skąd ona
ją wytrzasnęła. Skrzywiłam się. Ta sukienka była okropna. – Co? Nie strój min.
jest śliczna.
- Jasne, jeśli wybierasz się na mecz Flyersów – mruknęłam.
- Więc po co ją kupiłaś?
- Była na wyprzedaży – uśmiechnęłam się niewinnie. – Chcę wyglądać
seksownie, ale nie tak, że się za bardzo staram. No wiesz, zabawnie, ale nie
zdzirowato.
- Chcesz żeby Tommy zgadywał, jaki koronkowy biustonosz masz na sobie?
Uśmiechnęłam się. To miał być nasz wielki wieczór. Po raz pierwszy od pół
roku mieliśmy się kochać. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak wytrzymałam aż
pięć lat bez seksu, po rozwodzie z Toddem. Teraz, to było jedyne o czym
marzyłam. Znalezienie się w ramionach Tommy’ego i wylądowanie z nim w łóżku.
- Tak, ale nie podoba mi się, że muszę iść na ten głupi zjazd
absolwentów, żeby ściągnąć tu Tommy’ego – poklepałam miejsce na łóżku obok
mnie.
- Cóż, istnieją trzy powody, dla których ludzie unikają swoich zjazdów –
powiedziała, siadając obok mnie.
- Tak. Pierwszy, nienawidzili szkoły średniej. Drugi, nienawidzili
wszystkich w szkole średniej. I trzeci… jaki był trzeci? – spytałam, próbując
sobie przypomnieć.
- Zawstydzenie z powodu przytycia. Jest też strach przed spotkaniem
byłego. Albo jesteś żałosnym
nieudacznikiem. Czego unikasz?
- Żałosnego nieudacznika – jęknęłam. – Miałam dwóch mężów i obaj są
martwi, samotnie wychowuję córkę, no dobra, jest Tommy, który mi pomaga, ale to
niczego nie zmienia, no i nie mam ogromnego domu z basenem – zaczęłam
wymieniać. – W szkole średniej to było coś.
- Rozumiem – Kate z powagą pokiwała głową.
- Okej, jeśli chciałabym takiego wsparcia, zadzwoniłabym po matkę.
- Wybacz – zaśmiała się. – O której samolot Tommy’ego ląduje w
Filadelfii?
Spojrzałam na zegarek, na przegubie mojej lewej dłoni.
- Już powinien – ucieszyłam się.
- Nie boisz się, że będzie zbyt zmęczony
po podróży?
- Jeśli nie będzie martwy, myślę, że będzie miał ochotę na seks –
powiedziałam przekonująco i w tym
momencie poczułam wibracje w mojej kieszeni. Wyciągnęłam z niej telefon i
uśmiechnęłam się. – To on – pisnęłam jak ośmiolatki widzące Biebera. Odczytałam
wiadomość i przestałam się uśmiechać. – O nie – mruknęłam.
- Co?
- Pisze, żebym weszła na czat. Lepiej, żeby mnie nie wystawił – sięgnęłam
po laptopa i włączyłam czat. Po chwili na ekranie pojawiła się twarz Tommy’ego,
a w tle widziałam Biały Dom. Westchnęłam.
- Megan – ucieszył się na mój widok.
- Nie wygląda jakbyś był na lotnisku – mruknęłam zawiedziona.
- Nie jestem. Sprawy trochę się skomplikowały i muszę jeszcze zostać w
Waszyngtonie. Ten gość zrobił o wiele więcej niż myśleliśmy. Wygląda na to, że
urządzał sobie polowanki w całym kraju. Nie dam rady dojechać na zjazd – był
wyraźnie skruszony.
- W porządku – uśmiechnęłam się sztucznie, nie dając po sobie poznać, że
jest inaczej. – To nic takiego.
- Owszem, jest – wtrąciła Kate szeptem. – Powiedz mu, że za nim tęsknisz.
- Cicho – uciszyłam ją gestem dłoni.
- Kto to? – spytał Tommy.
- Co? Ach, to tylko Kate – machnęłam ręką. – Mówi, że szkoda, że to
przegapisz.
- Naprawdę chciałbym teraz z tobą być – westchnął, a ja usłyszałam jakieś
krzyki w tle. – Megan, przepraszam, ale wołają mnie. Muszę kończyć.
- Dobrze. Pa – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Kocham cię – powiedział i zanim zdążyłam odpowiedzieć, znikł z ekranu.
Zła, zamknęłam laptopa.
- Cholera – jęknęłam. Miałam ochotę się rozpłakać.
- Przykro mi – powiedziała Kate, siadając obok mnie. – Wiesz, co? –
poderwała się po chwili. – Będę twoim trzeźwym kierowcą, żebyś mogła pić ze
swoimi szkolnymi nemezis.
Spojrzałam na nią wzrokiem który mówił: „Zabiję cię, jeśli zaraz nie
przestaniesz.”
- Och, daj spokój – Kate nie zwracała uwagi na moją minę. – Jestem pewna,
że masz kilku ogromnych wrogów. W końcu, to… ty – uśmiechnęła się, a ja
żałowałam, że wzrok nie zabija, bo gdyby tak było, u moich stóp leżałaby teraz
martwa blondynka.
- No dobra. Była grupka złośliwych dziewczyn. Debbie, Emily i Jane –
nawet wspomnienie ich wywoływało u mnie niesmak.
- Wspaniale. Więc chodźmy pokazać Debbie, Emily i Jane, jak wspaniałą
osobą jesteś – uśmiechnęła się i pomachała mi przed twarzą czarną sukienką. Nie
wierzyłam, że tylko o to jej chodzi.
- Wiedziałam – krzyknęłam triumfalnie. – Chcesz iść, żeby móc wykonać na
mnie pracę badawczą ala Jane Godall, bo byłaś ograniczona do nauki w szkole
żeńskiej.
- Wcale nie byłam ograniczona – zaprzeczyła. – Ale przyznaję, że ciekawi
mnie to koedukacyjne wydarzenie.
- Nie – położyłam się na łóżku, krzyżując ręce na piersi. – Nie ma mowy.
Nie idę. A jeśli ja nie idę, ty też nie idziesz – powiedziałam tonem obrażonego
dziecka, a Kate uśmiechnęła się podstępnie.
~*~
- Nienawidzę cię – szepnęłam do Kate, kiedy weszłyśmy do wielkiej sali
wypełnionej ludźmi. – Widzisz? – zatoczyłam ręką łuk. – Koedukacyjna szkoła
średnia. Zadowolona? Chodźmy – chwyciłam ją
za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia.
- Megan – usłyszałam za sobą męski głos. Nie, proszę, tylko nie on.
- Kolejny powód dla którego nie chciałam przychodzić – jęknęłam i
spojrzałam z wyrzutem na Kate. Zapłaci mi za to. – Cześć – powiedziałam do
chudego, wysokiego mężczyzny, który uganiał się za mną przez wszystkie lata
spędzone w liceum. Gość był niczym wrzód na tyłku.
- Megan, o mój Boże, wyglądasz cudownie – spojrzał na mnie, a ja
widziałam strużkę śliny w kącikach jego ust. Wzdrygnęłam się z niesmakiem.
Jednak są rzeczy dużo bardziej obrzydliwsze niż zwłoki w trakcie rozkładu. –
Seksowna, co? – wskazał głową na kobietę zmierzającą w naszą stronę. – Cześć,
wyglądasz jak Maria Korkman – uśmiechnął się do niej, kiedy do nas podeszła. To
była jedna z niewielu osób, na spotkanie z którą się cieszyłam. – Ale jak jej
seksowna, chuda wersja.
- Um… Giovani – usiłowałam przerwać jego wypowiedź, zanim się
skompromituje. Może i go nie lubiłam, ale nie chciałam by wyszedł na totalnego
idiotę.
- Pamiętasz ją? – spytał mnie. – Kurczę, ale była gruba, co?
- Hej, Maria – uśmiechnęłam się, a Giovani wypluł piwo, którego przed
chwilą się napił.
- Hej, Megan – odpowiedziała promienistym uśmiechem. – Ćwiczyłam –
zwróciła się do mojego byłego adoratora. Najwyraźniej już nie był mną
zainteresowany, co przyjęłam z ulgą. Giovani wziął Marię za rękę i udał się w
stronę wyjścia na zewnątrz. Ja tymczasem, obok stołu z ponczem, zauważyłam
pewną blondynkę.
- Czwarty powód, dla którego ludzie nie znoszą szkolnych zjazdów… wredna
dziewczyna. Debbie Nichols – szepnęłam Kate do ucha.
- Może ma to już za sobą – próbowała mnie pocieszyć. Nie udało jej się.
Na domiar złego Debbie zmierzała w naszą stronę.
- O mój Boże – uśmiechnęła się i wyciągnęłam ręce w geście powitania. –
Megan Hunt – przytuliła mnie, a ja miałam ochotę zwymiotować. - Pewnie już nie
Hunt, ale pani…
- Pani… doktor Megan Hunt – uśmiechnęłam się wymuszenie. – Nie ma żadnej
pani. Powinnyśmy już pójść – zwróciłam się do Kate i pociągnęłam ją w stronę
stołu z ponczem.
- Hej, wydawała się być przyjaźnie nastawiona – powiedziała Kate,
nalewając sobie ponczu do szklanki. Ja tymczasem rozejrzałam się w poszukiwaniu
kolejnej wiedźmy.
- Idziemy – syknęłam, kiedy zobaczyłam Emily.
- Poczekaj, nalewam sobie ponczu – zaprotestowała.
- Dobra, patrz – westchnęłam i stanęłam po jej drugiej stronie. – Widzisz
ją? Fioletowa sukienka, duże cycki.
- Kolejna znienawidzona osoba?
- Emily – szepnęłam i pociągnęłam Kate w stronę wyjścia, kiedy usłyszałam
za sobą damski głos. Za późno. Zobaczyła mnie. Odwróciłam się z wymuszonym
uśmiechem i starając się unikać kontaktu cielesnego udałam, że ją przytulam.
- Megan, tak miło cię widzieć – powiedziała autentycznie radosnym tonem,
a ja poczułam, jak zawartość mojego żołądka pragnie wydostać się na zewnątrz.
Stłumiłam mdłości i udając mega zainteresowaną, spytałam, co u niej słychać.
- Wspaniale – stwierdziła Emily i w tym samym momencie podszedł do nas
Roy Graham. Największy dupek, jakiego kiedykolwiek miałam okazję poznać.
- O mój Boże – uśmiechnął się. – Ems, widzę, że znalazłaś naszego
klasowego kujona – powiedział, obejmując Emily w talii. – Słyszałem, że jesteś
teraz grabarzem czy coś – to stwierdzenie było skierowane do mnie.
Próbowałam opanować pragnienie wgniecenia mu nosa w pustą czaszkę(a byłam
pewna, że taka właśnie jest).
- Lekarzem medycyny sądowej – poprawiła go Kate, urażona tym, jak mnie
traktował.
- Och, kroisz trupy. Fajnie – uśmiechnął się ironicznie, w ten typowy dla
siebie sposób, a ja zacisnęłam zęby. Nienawidziłam, kiedy ktoś sprowadzał moją
pracę do jednego.
- Nie przejmuj się –wycedziłam przez zęby zwracając się do Kate. – To Roy
Graham. Teraz moja noc jest kompletna.
- Gdybym dostawał 5 dolarów, za każdym razem, kiedy dziewczyna to powie…
- zaśmiał się, a ja poczułam błogie wibracje wydobywające się z mojej torebki.
Starałam się ukryć uśmiech, po czym odwróciłam się i odebrałam telefon.
- Ethan, jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się, że cię słyszę…
~*~
- Po prostu mówię, że zawsze wydawało mi się, że to ty byłaś tą wredną
dziewczyną w liceum – nie owijała w bawełnę Kate, kiedy jechałyśmy na miejsce
zbrodni. – No wiesz… nie wyglądasz na dziewczynę, która daje sobie w kaszkę
dmuchać.
Przemilczałam jej komentarz. Przez całą drogę na miejsce, wysłuchiwałam,
jak Kate wyobrażała sobie mnie w liceum i jak bardzo się rozczarowała.
- Naprawdę byłam pewna, że zawsze taka byłaś…
- Jaka? – przerwałam jej. – Wredna? Zadziorna? A może po prostu od razu
powiesz, że myślałaś, że zawsze byłam suką? – krzyknęłam. Kate przeholowała,
ale wiedziałam, że to wcale nie oznaczało, że miałam prawo tak wybuchnąć.
Reszta drogi upłynęła nam w ciszy. Byłam zła. Od pewnego czasu nasze
kłótnie i docinki nie sprawiały mi takiej satysfakcji i przyjemności jak
kiedyś. Nie wiedziałam czy to rak zmienił mój mózg, czy może tak teraz miała
wyglądać nasza przyjaźń? Nie chciałam teraz o tym myśleć.
Kiedy dojechałam pod adres, który wskazał mi Ethan, byłam zaskoczona.
Byłam pewna, że coś przekręcił. Miejscem zbrodni nie mogło być wesołe
miasteczko. A jednak radiowozy i van z logo naszego biura nie znalazły się tu
przypadkowo.
Obok wciąż kręcącej się karuzeli zobaczyłam Ethana. Podeszłam do niego
lekko chwiejnym krokiem. Wciąż trochę szumiało mi w głowie, od ponczu, który
wypiłam na balu.
- Znowu On? – spytałam, patrząc na kolorowe koniki kręcące się w kółko, a
Ethan odpowiedział skinieniem głowy. To był już czwarty posąg w Filadelfii i
dziesiąty w całej Ameryce. Poprzednie miały miejsce w Bostonie, Chicago i
Waszyngtonie. W tym ostatnim był teraz Tommy, gdzie wraz z lokalnymi
policjantami usiłował złapać mordercę. No cóż. Widocznie szukał w złym miejscu.
Karuzela powoli się zatrzymywała, kiedy usłyszałam nadjeżdżające
samochody. Razem z Ethanem odwróciliśmy się. Zobaczyłam trzy czarne
Fordy Expedition. Doskonale wiedziałam do jakiego wydziału należą i wcale mi
się to nie podobało.
- Albo UFO wylądowało po drugiej stronie parku… - szepnął Ethan.
- Albo FBI przejmuje sprawę – dokończyłam i spojrzałam na dwie kobiety,
które wysiadły z czarnego Forda Expedition. Jedna z nich, rudowłosa,
powiedziała coś do jednego z policjantów, zabezpieczających miejsce zbrodni. Druga,
czarnoskóra, z wymalowanym uśmiechem na twarzy, patrzyła w moją stronę. Ja też
automatycznie się uśmiechnęłam. Minęło tyle czasu odkąd widziałam ją ostatni
raz.
- Megan – szepnęła radośnie Sam,
przytulając mnie na powitanie. – Boże, tak dawno cię nie widziałam.
- Brakowało mi ciebie – powiedziałam,
teraz już patrząc jej w oczy. – Jak ci się podoba w FBI?
- To już nie jest to samo co tutaj.
Brakuje mi Buda – westchnęła i w tym samym momencie podeszła do nas jej
rudowłosa koleżanka. - Och, to moja nowa partnerka. Agentka specjalna Jordan
Shaw. A to doktor Megan Hunt, pracowałyśmy razem, kiedy byłam jeszcze w policji
– przedstawiła nas Sam.
- Jo… Joradan Shaw – wykrztusił Ethan.
Był pod ogromnym wrażeniem. – Ta sama Jordan Shaw, która rozwiązała sprawę Dusiciela
z Doliny Hudson w 1991?
- Gram też z powodzeniem w scrabble –
uśmiechnęła się do niego, po czym zwróciła wzrok na mnie. – Dużo o pani
słyszałam, pani doktor. Jeśli jest pani choć w połowie tak dobra, jak mówiła
Samantha, powinniśmy szybko zakończyć tą sprawę.
- Och, jestem znacznie lepsza –
mruknęłam i uśmiechnęłam się, wiedząc, że choć przez chwilę będę mogła
nacieszyć się starą przyjaciółką.