środa, 1 czerwca 2016

Rozdział 16. Dobre wieści

Zbliżał się wieczór.
Leżeliśmy z Tommym w sypialni i oglądaliśmy serial Smash. Normalnie nie oglądaliśmy telewizji, ale ten serial był wyjątkowy. Miał w sobie pewną oryginalność. Sprawiał, że ponownie odkryłam muzykę, a postać Marilyn Monroe stała mi się bliska. No i przede wszystkim miło było zagłębić się w coś, co nie ma nic wspólnego ze śmiercią, a nawet wręcz przeciwnie. Zastrzyk energii i szczęścia, jaki dostaję po obejrzeniu każdego odcinka jest niczym narkotyk.
- Pójdę przygotować kolację – uśmiechnęłam się, kiedy ekran zrobił się czarny i zaczęły pojawiać się napisy końcowe.
Tommy mruknął coś w odpowiedzi i przekręcił się na drugi bok. Nie rozumiałam, jak można być takim arogantem w stosunku do czegoś tak pięknego. Westchnęłam i ruszyłam w stronę kuchni.
Wzięłam do ręki czajnik, żeby wstawić wodę na herbatę. Podeszłam do zlewu i stanęłam jak wryta.
Patrzył na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami. Krzyk uwiązł mi w gardle. Rozejrzałam się nerwowo. Szukałam czegoś do obrony. Zobaczyłam broń Tommy’ego na komodzie. Chwyciłam ją, odblokowałam i zaczęłam strzelać.
- Megan, co się stało?! – Tommy przybiegł przerażony do kuchni wypatrując za oknem złodzieja albo mordercy.
- Tam – wskazałam na zlew. – Zobacz, czy jeszcze żyje – powiedziałam, głośno przełykając ślinę.
- Co? – przeraził się Tommy i podszedł do szafki. - Serio…?  Naprawdę…?! Pająk…?! To jakiś żart? – spytał, kiedy zobaczył cel moich strzałów.
- Żyje czy nie?! – krzyknęłam.
- Nie – mruknął Tommy. – Wiesz, że nie musiałaś używać mojej broni? Mogłaś zabić go kapciem i przy okazji nie zniszczyłabyś połowy kuchni.
- Tak, wiem – uśmiechnęłam się, jak wtedy w komisariacie, kiedy powiedziałam mu, że przyszłam, żeby się z nim zobaczyć. – Ale wtedy musiałabym do niego podejść – wzdrygnęłam się na tę myśl. – A kuchni i tak przyda się remont – dodałam po chwili zastanowienia.
- Ty moja stuknięta miłości – uśmiechnął się Tommy i pocałował mnie w czoło. – Co ty byś beze mnie zrobiła?
- Musiałabym sama sprzątnąć ten bałagan i przygotować kolację, a tak wiem, że teraz ty się tym zajmiesz – wspięłam się na palcach do jego ust i odwzajemniłam pocałunek, po czym odwróciłam się z uśmiechem na twarzy, zostawiając Tommy’ego z otwartymi ustami
Kiedy wchodziłam do sypialni usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je. Za progiem stał mój lekarz. Zdziwiłam się.
- O mój Boże, Megan – krzyknął przerażony, patrząc na moją dłoń. – Co się stało?
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nadal trzymam w niej broń. Uśmiechnęłam się.
- Nic się nie stało – zapewniłam go wymachując bronią. – Mieliśmy z Tommym pewien problem, ale już wszystkim się zajęłam …– dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z sensu moich słów i uśmiechnęłam się głupio. – Zapraszam do środka.
- Doktor Smith – uśmiechnął się Tommy, wyglądając z kuchni. Widziałam, jak doktor mierzył go wzrokiem, upewniając się, czy nie jest ranny. – Co pana sprowadza?
- Nie będę owijał w bawełnę – spojrzał na mnie, swoim tajemniczym wzrokiem, a ja miałam ochotę go zabić. Żałowałam, że odłożyłam już broń. – Chodzi o twojego raka…

~*~

Kate otworzyła drzwi po trzecim dzwonku, a kiedy już to zrobiła, spostrzegłam, że miała potargane włosy, a ramiączko od sukienki bezwładnie zwisało na jej ramieniu.
- Heeej – przywitała się przeciągle niezbyt zadowolona, że jej przeszkodziłam. Oczywiście nigdy by tego nie przyznała, ale po tylu latach przyjaźni potrafiłam to wyczytać z jej twarzy.
- Przeszkadzam – powiedziałam i odwróciłam się.
- Nie! – krzyknęła za mną. – Nie przeszkadzasz. Sergei właśnie wychodził – uśmiechnęła się i zaprosiła mnie do środka. W drzwiach minęłam Sergei’a.
- Witaj, Megan – uśmiechnął się do mnie radośnie. – Żegnaj, Katja – pocałował ją na pożegnanie, a ja poczułam, że jestem świadkiem niezwykle intymnej sceny. Zwróciłam oczy ku podłodze. W końcu Sergei wyszedł, a Kate do mnie wróciła. Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Zgadnij, kto nie ma raka? – spytałam radośnie, a widząc uśmiech na jej twarzy, dodałam: - Ty! – to już jej nie ucieszyło.
 Patrząc na jej zdziwioną minę, przypomniałam sobie jak wiele razy jej dopiekłam i jak wielką radość mi to sprawiło, oraz jak wiele razy pomagałyśmy sobie nawzajem. Pamiętałam, jak bardzo byłam na nią wściekła, kiedy dowiedziałam się, że sypia z Toddem; jak wspierałam ją po stracie pracy; jak bardzo cierpiałam, kiedy zachorowała; jak ona wspierała mnie po śmierci Aidena i Petera, oraz jak nie popierałam jej decyzji o startowaniu w wyborach, z których ostatecznie zrezygnowała, ale przede wszystkim pamiętałam, że była przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam. Może nie byłyśmy tak zwariowane jak Meredith i Cristina, ale z całą pewnością byłyśmy prawdziwymi przyjaciółkami. A kiedy tak na nią patrzyłam, widziałam, jak bardzo jest przejęta tym, że w moim mózgu nadal znajduje się potwór, który go niszczy. Nie chciałam dłużej trzymać jej w niepewności.
– Ale ja też! – krzyknęłam radośnie, a ona mnie przytuliła i rozpłakała się. Widząc jej reakcję, po raz pierwszy od bardzo dawna zrobiłam coś niespodziewanego. Również wybuchnęłam płaczem. To był płacz szczęścia i ulgi. Po raz pierwszy emocje zawładnęły moim ciałem, a ja im na to pozwoliłam.
Kate nic nie powiedziała. Po prostu przytuliła mnie jeszcze mocniej, a w tej chwili to było dla mnie ważniejsze niż cokolwiek na świecie. Wszystko znów układało się po mojej myśli. Miałam wspaniałego chłopaka i cudowną przyjaciółkę, a guz w moim mózgu zniknął. Byłam szczęśliwa.
Ale oczywiście wszystkie najcudowniejsze chwile muszą zostać przerwane. W tym wypadku winowajcą był mój telefon. Niechętnie uwolniłam się z uścisku Kate i sięgnęłam po komórkę.
- Megan Hunt – powiedziałam wyraźnie akcentując każdą sylabę mojego imienia i nazwiska, jak zawsze kiedy telefon przerywał mi ważną chwilę. To miało ostrzec dzwoniącego, w tym wypadku Ethana, że nie jestem w nastroju. - … Dobrze… Zaraz będę – rozłączyłam się. To nie był dobry dzień. – Mamy prawdopodobnie porzucone ciało w Muzeum Sztuk Pięknych – oznajmiłam z ponurą miną. Czasami naprawdę nienawidziłam tej pracy. – Chcesz jechać? – zwróciłam się do Kate, a ona odpowiedziała uśmiechem.

~*~

Kiedy dotarłyśmy na domniemane miejsce zbrodni, technicy powoli opuszczali figurę na prostokątne, białe płótno, w które zostanie zawinięta i przewieziona do kostnicy. Nagle poczułam słodkawy, mdlący zapach.
- Czujesz to? – spytałam, kiedy technicy kładli na ziemi rzeźbę z brązu.
- Rozkład – odparła zafascynowana Kate.
Tak. W tej rzeźbie zdecydowanie znajdowało się ciało.
- Wygląda jak Wenus z Milo – stwierdziłam, a Kate spojrzała na mnie ze zdziwieniem. – Może to cię zaskoczy, ale interesuję się sztuką – powiedziałam i w tym momencie rzeźba wyślizgnęła się z rąk techników.
- Nie! – krzyknęłyśmy równocześnie. Niestety było już za późno. Figura uderzyła o chodnik. Natychmiast do niej podbiegłam, a to co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie.
- To nie jest brąz, to gips – oznajmiłam, przyglądając się twarzy kobiety patrzącej na mnie z wnętrza posągu.