czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 17. Bal absolwentów

Ktokolwiek wymyślił spotkania absolwentów był idiotą. Ach, gdybym tylko dorwała go w swoje ręce… No bo, powiedzcie szczerze, co jest fajnego, w spotykaniu się z ludźmi, którzy trzydzieści lat temu, gnębili cię i wyśmiewali, bo nie byłaś taką osobą, jaką oni chcieli żebyś była? Odpowiedź jest krótka. Nic. A już na pewno nie ma w tym nic fajnego, kiedy twój chłopak wyjechał z miasta, a przyjaciółka, która uczyła się w domu i nigdy nie zaznała życia w liceum, jest zachwycona wizją poznania moich starych przyjaciół i zwyczajów panujących w szkole średniej.
- I voila – uśmiechnęła się Kate, wyciągając z mojej szafy pomarańczowo-czarną sukienkę, z białymi kropkami. Zastanawiałam się, skąd ona ją wytrzasnęła. Skrzywiłam się. Ta sukienka była okropna. – Co? Nie strój min. jest śliczna.
- Jasne, jeśli wybierasz się na mecz Flyersów – mruknęłam.
- Więc po co ją kupiłaś?
- Była na wyprzedaży – uśmiechnęłam się niewinnie. – Chcę wyglądać seksownie, ale nie tak, że się za bardzo staram. No wiesz, zabawnie, ale nie zdzirowato.
- Chcesz żeby Tommy zgadywał, jaki koronkowy biustonosz masz na sobie?
Uśmiechnęłam się. To miał być nasz wielki wieczór. Po raz pierwszy od pół roku mieliśmy się kochać. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak wytrzymałam aż pięć lat bez seksu, po rozwodzie z Toddem. Teraz, to było jedyne o czym marzyłam. Znalezienie się w ramionach Tommy’ego i wylądowanie z nim w łóżku.
- Tak, ale nie podoba mi się, że muszę iść na ten głupi zjazd absolwentów, żeby ściągnąć tu Tommy’ego – poklepałam miejsce na łóżku obok mnie.
- Cóż, istnieją trzy powody, dla których ludzie unikają swoich zjazdów – powiedziała, siadając obok mnie.
- Tak. Pierwszy, nienawidzili szkoły średniej. Drugi, nienawidzili wszystkich w szkole średniej. I trzeci… jaki był trzeci? – spytałam, próbując sobie przypomnieć.
- Zawstydzenie z powodu przytycia. Jest też strach przed spotkaniem byłego. Albo jesteś żałosnym  nieudacznikiem. Czego unikasz?
- Żałosnego nieudacznika – jęknęłam. – Miałam dwóch mężów i obaj są martwi, samotnie wychowuję córkę, no dobra, jest Tommy, który mi pomaga, ale to niczego nie zmienia, no i nie mam ogromnego domu z basenem – zaczęłam wymieniać. – W szkole średniej to było coś.
- Rozumiem – Kate z powagą pokiwała głową.
- Okej, jeśli chciałabym takiego wsparcia, zadzwoniłabym po matkę.
- Wybacz – zaśmiała się. – O której samolot Tommy’ego ląduje w Filadelfii?
Spojrzałam na zegarek, na przegubie mojej lewej dłoni.
- Już powinien – ucieszyłam się.
- Nie boisz się, że będzie zbyt zmęczony  po podróży?
- Jeśli nie będzie martwy, myślę, że będzie miał ochotę na seks – powiedziałam przekonująco  i w tym momencie poczułam wibracje w mojej kieszeni. Wyciągnęłam z niej telefon i uśmiechnęłam się. – To on – pisnęłam jak ośmiolatki widzące Biebera. Odczytałam wiadomość i przestałam się uśmiechać. – O nie – mruknęłam.
- Co?
- Pisze, żebym weszła na czat. Lepiej, żeby mnie nie wystawił – sięgnęłam po laptopa i włączyłam czat. Po chwili na ekranie pojawiła się twarz Tommy’ego, a w tle widziałam Biały Dom. Westchnęłam.
- Megan – ucieszył się na mój widok.
- Nie wygląda jakbyś był na lotnisku – mruknęłam zawiedziona.
- Nie jestem. Sprawy trochę się skomplikowały i muszę jeszcze zostać w Waszyngtonie. Ten gość zrobił o wiele więcej niż myśleliśmy. Wygląda na to, że urządzał sobie polowanki w całym kraju. Nie dam rady dojechać na zjazd – był wyraźnie skruszony.
- W porządku – uśmiechnęłam się sztucznie, nie dając po sobie poznać, że jest inaczej. – To nic takiego.
- Owszem, jest – wtrąciła Kate szeptem. – Powiedz mu, że za nim tęsknisz.
- Cicho – uciszyłam ją gestem dłoni.
- Kto to? – spytał Tommy.
- Co? Ach, to tylko Kate – machnęłam ręką. – Mówi, że szkoda, że to przegapisz.
- Naprawdę chciałbym teraz z tobą być – westchnął, a ja usłyszałam jakieś krzyki w tle. – Megan, przepraszam, ale wołają mnie. Muszę kończyć.
- Dobrze. Pa – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Kocham cię – powiedział i zanim zdążyłam odpowiedzieć, znikł z ekranu. Zła, zamknęłam laptopa.
- Cholera – jęknęłam. Miałam ochotę się rozpłakać.
- Przykro mi – powiedziała Kate, siadając obok mnie. – Wiesz, co? – poderwała się po chwili. – Będę twoim trzeźwym kierowcą, żebyś mogła pić ze swoimi szkolnymi nemezis.
Spojrzałam na nią wzrokiem który mówił: „Zabiję cię, jeśli zaraz nie przestaniesz.
- Och, daj spokój – Kate nie zwracała uwagi na moją minę. – Jestem pewna, że masz kilku ogromnych wrogów. W końcu, to… ty – uśmiechnęła się, a ja żałowałam, że wzrok nie zabija, bo gdyby tak było, u moich stóp leżałaby teraz martwa blondynka.
- No dobra. Była grupka złośliwych dziewczyn. Debbie, Emily i Jane – nawet wspomnienie ich wywoływało u mnie niesmak.
- Wspaniale. Więc chodźmy pokazać Debbie, Emily i Jane, jak wspaniałą osobą jesteś – uśmiechnęła się i pomachała mi przed twarzą czarną sukienką. Nie wierzyłam, że tylko o to jej chodzi.
- Wiedziałam – krzyknęłam triumfalnie. – Chcesz iść, żeby móc wykonać na mnie pracę badawczą ala Jane Godall, bo byłaś ograniczona do nauki w szkole żeńskiej.
- Wcale nie byłam ograniczona – zaprzeczyła. – Ale przyznaję, że ciekawi mnie to koedukacyjne wydarzenie.
- Nie – położyłam się na łóżku, krzyżując ręce na piersi. – Nie ma mowy. Nie idę. A jeśli ja nie idę, ty też nie idziesz – powiedziałam tonem obrażonego dziecka, a Kate uśmiechnęła się podstępnie.

~*~

- Nienawidzę cię – szepnęłam do Kate, kiedy weszłyśmy do wielkiej sali wypełnionej ludźmi. – Widzisz? – zatoczyłam ręką łuk. – Koedukacyjna szkoła średnia. Zadowolona? Chodźmy – chwyciłam ją  za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia.
- Megan – usłyszałam za sobą męski głos. Nie, proszę, tylko nie on.
- Kolejny powód dla którego nie chciałam przychodzić – jęknęłam i spojrzałam z wyrzutem na Kate. Zapłaci mi za to. – Cześć – powiedziałam do chudego, wysokiego mężczyzny, który uganiał się za mną przez wszystkie lata spędzone w liceum. Gość był niczym wrzód na tyłku.
- Megan, o mój Boże, wyglądasz cudownie – spojrzał na mnie, a ja widziałam strużkę śliny w kącikach jego ust. Wzdrygnęłam się z niesmakiem. Jednak są rzeczy dużo bardziej obrzydliwsze niż zwłoki w trakcie rozkładu. – Seksowna, co? – wskazał głową na kobietę zmierzającą w naszą stronę. – Cześć, wyglądasz jak Maria Korkman – uśmiechnął się do niej, kiedy do nas podeszła. To była jedna z niewielu osób, na spotkanie z którą się cieszyłam. – Ale jak jej seksowna, chuda wersja.
- Um… Giovani – usiłowałam przerwać jego wypowiedź, zanim się skompromituje. Może i go nie lubiłam, ale nie chciałam by wyszedł na totalnego idiotę.
- Pamiętasz ją? – spytał mnie. – Kurczę, ale była gruba, co?
- Hej, Maria – uśmiechnęłam się, a Giovani wypluł piwo, którego przed chwilą się napił.
- Hej, Megan – odpowiedziała promienistym uśmiechem. – Ćwiczyłam – zwróciła się do mojego byłego adoratora. Najwyraźniej już nie był mną zainteresowany, co przyjęłam z ulgą. Giovani wziął Marię za rękę i udał się w stronę wyjścia na zewnątrz. Ja tymczasem, obok stołu z ponczem, zauważyłam pewną blondynkę.
- Czwarty powód, dla którego ludzie nie znoszą szkolnych zjazdów… wredna dziewczyna. Debbie Nichols – szepnęłam Kate do ucha.
- Może ma to już za sobą – próbowała mnie pocieszyć. Nie udało jej się. Na domiar złego Debbie zmierzała w naszą stronę.
- O mój Boże – uśmiechnęła się i wyciągnęłam ręce w geście powitania. – Megan Hunt – przytuliła mnie, a ja miałam ochotę zwymiotować. - Pewnie już nie Hunt, ale pani…
- Pani… doktor Megan Hunt – uśmiechnęłam się wymuszenie. – Nie ma żadnej pani. Powinnyśmy już pójść – zwróciłam się do Kate i pociągnęłam ją w stronę stołu z ponczem.
- Hej, wydawała się być przyjaźnie nastawiona – powiedziała Kate, nalewając sobie ponczu do szklanki. Ja tymczasem rozejrzałam się w poszukiwaniu kolejnej wiedźmy.
- Idziemy – syknęłam, kiedy zobaczyłam Emily.
- Poczekaj, nalewam sobie ponczu – zaprotestowała.
- Dobra, patrz – westchnęłam i stanęłam po jej drugiej stronie. – Widzisz ją? Fioletowa sukienka, duże cycki.
- Kolejna znienawidzona osoba?
- Emily – szepnęłam i pociągnęłam Kate w stronę wyjścia, kiedy usłyszałam za sobą damski głos. Za późno. Zobaczyła mnie. Odwróciłam się z wymuszonym uśmiechem i starając się unikać kontaktu cielesnego udałam, że ją przytulam.
- Megan, tak miło cię widzieć – powiedziała autentycznie radosnym tonem, a ja poczułam, jak zawartość mojego żołądka pragnie wydostać się na zewnątrz. Stłumiłam mdłości i udając mega zainteresowaną, spytałam, co u niej słychać.
- Wspaniale – stwierdziła Emily i w tym samym momencie podszedł do nas Roy Graham. Największy dupek, jakiego kiedykolwiek miałam okazję poznać.
- O mój Boże – uśmiechnął się. – Ems, widzę, że znalazłaś naszego klasowego kujona – powiedział, obejmując Emily w talii. – Słyszałem, że jesteś teraz grabarzem czy coś – to stwierdzenie było skierowane do mnie.
Próbowałam opanować pragnienie wgniecenia mu nosa w pustą czaszkę(a byłam pewna, że taka właśnie jest).
- Lekarzem medycyny sądowej – poprawiła go Kate, urażona tym, jak mnie traktował.
- Och, kroisz trupy. Fajnie – uśmiechnął się ironicznie, w ten typowy dla siebie sposób, a ja zacisnęłam zęby. Nienawidziłam, kiedy ktoś sprowadzał moją pracę do jednego.
- Nie przejmuj się –wycedziłam przez zęby zwracając się do Kate. – To Roy Graham. Teraz moja noc jest kompletna.
- Gdybym dostawał 5 dolarów, za każdym razem, kiedy dziewczyna to powie… - zaśmiał się, a ja poczułam błogie wibracje wydobywające się z mojej torebki. Starałam się ukryć uśmiech, po czym odwróciłam się i odebrałam telefon.
- Ethan, jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się, że cię słyszę…

~*~

- Po prostu mówię, że zawsze wydawało mi się, że to ty byłaś tą wredną dziewczyną w liceum – nie owijała w bawełnę Kate, kiedy jechałyśmy na miejsce zbrodni. – No wiesz… nie wyglądasz na dziewczynę, która daje sobie w kaszkę dmuchać.
Przemilczałam jej komentarz. Przez całą drogę na miejsce, wysłuchiwałam, jak Kate wyobrażała sobie mnie w liceum i jak bardzo się rozczarowała.
- Naprawdę byłam pewna, że zawsze taka byłaś…
- Jaka? – przerwałam jej. – Wredna? Zadziorna? A może po prostu od razu powiesz, że myślałaś, że zawsze byłam suką? – krzyknęłam. Kate przeholowała, ale wiedziałam, że to wcale nie oznaczało, że miałam prawo tak wybuchnąć.
Reszta drogi upłynęła nam w ciszy. Byłam zła. Od pewnego czasu nasze kłótnie i docinki nie sprawiały mi takiej satysfakcji i przyjemności jak kiedyś. Nie wiedziałam czy to rak zmienił mój mózg, czy może tak teraz miała wyglądać nasza przyjaźń? Nie chciałam teraz o tym myśleć.
Kiedy dojechałam pod adres, który wskazał mi Ethan, byłam zaskoczona. Byłam pewna, że coś przekręcił. Miejscem zbrodni nie mogło być wesołe miasteczko. A jednak radiowozy i van z logo naszego biura nie znalazły się tu przypadkowo.
Obok wciąż kręcącej się karuzeli zobaczyłam Ethana. Podeszłam do niego lekko chwiejnym krokiem. Wciąż trochę szumiało mi w głowie, od ponczu, który wypiłam na balu.
- Znowu On? – spytałam, patrząc na kolorowe koniki kręcące się w kółko, a Ethan odpowiedział skinieniem głowy. To był już czwarty posąg w Filadelfii i dziesiąty w całej Ameryce. Poprzednie miały miejsce w Bostonie, Chicago i Waszyngtonie. W tym ostatnim był teraz Tommy, gdzie wraz z lokalnymi policjantami usiłował złapać mordercę. No cóż. Widocznie szukał w złym miejscu.
Karuzela powoli się zatrzymywała, kiedy usłyszałam nadjeżdżające samochody. Razem z Ethanem odwróciliśmy się. Zobaczyłam trzy czarne Fordy Expedition. Doskonale wiedziałam do jakiego wydziału należą i wcale mi się to nie podobało.
- Albo UFO wylądowało po drugiej stronie parku… - szepnął Ethan.
- Albo FBI przejmuje sprawę – dokończyłam i spojrzałam na dwie kobiety, które wysiadły z czarnego Forda Expedition. Jedna z nich, rudowłosa, powiedziała coś do jednego z policjantów, zabezpieczających miejsce zbrodni. Druga, czarnoskóra, z wymalowanym uśmiechem na twarzy, patrzyła w moją stronę. Ja też automatycznie się uśmiechnęłam. Minęło tyle czasu odkąd widziałam ją ostatni raz.
- Megan – szepnęła radośnie Sam, przytulając mnie na powitanie. – Boże, tak dawno cię nie widziałam.
- Brakowało mi ciebie – powiedziałam, teraz już patrząc jej w oczy. – Jak ci się podoba w FBI?
- To już nie jest to samo co tutaj. Brakuje mi Buda – westchnęła i w tym samym momencie podeszła do nas jej rudowłosa koleżanka. - Och, to moja nowa partnerka. Agentka specjalna Jordan Shaw. A to doktor Megan Hunt, pracowałyśmy razem, kiedy byłam jeszcze w policji – przedstawiła nas Sam.
- Jo… Joradan Shaw – wykrztusił Ethan. Był pod ogromnym wrażeniem. – Ta sama Jordan Shaw, która rozwiązała sprawę Dusiciela z Doliny Hudson w 1991?
- Gram też z powodzeniem w scrabble – uśmiechnęła się do niego, po czym zwróciła wzrok na mnie. – Dużo o pani słyszałam, pani doktor. Jeśli jest pani choć w połowie tak dobra, jak mówiła Samantha, powinniśmy szybko zakończyć tą sprawę.
- Och, jestem znacznie lepsza – mruknęłam i uśmiechnęłam się, wiedząc, że choć przez chwilę będę mogła nacieszyć się starą przyjaciółką.

środa, 1 czerwca 2016

Rozdział 16. Dobre wieści

Zbliżał się wieczór.
Leżeliśmy z Tommym w sypialni i oglądaliśmy serial Smash. Normalnie nie oglądaliśmy telewizji, ale ten serial był wyjątkowy. Miał w sobie pewną oryginalność. Sprawiał, że ponownie odkryłam muzykę, a postać Marilyn Monroe stała mi się bliska. No i przede wszystkim miło było zagłębić się w coś, co nie ma nic wspólnego ze śmiercią, a nawet wręcz przeciwnie. Zastrzyk energii i szczęścia, jaki dostaję po obejrzeniu każdego odcinka jest niczym narkotyk.
- Pójdę przygotować kolację – uśmiechnęłam się, kiedy ekran zrobił się czarny i zaczęły pojawiać się napisy końcowe.
Tommy mruknął coś w odpowiedzi i przekręcił się na drugi bok. Nie rozumiałam, jak można być takim arogantem w stosunku do czegoś tak pięknego. Westchnęłam i ruszyłam w stronę kuchni.
Wzięłam do ręki czajnik, żeby wstawić wodę na herbatę. Podeszłam do zlewu i stanęłam jak wryta.
Patrzył na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami. Krzyk uwiązł mi w gardle. Rozejrzałam się nerwowo. Szukałam czegoś do obrony. Zobaczyłam broń Tommy’ego na komodzie. Chwyciłam ją, odblokowałam i zaczęłam strzelać.
- Megan, co się stało?! – Tommy przybiegł przerażony do kuchni wypatrując za oknem złodzieja albo mordercy.
- Tam – wskazałam na zlew. – Zobacz, czy jeszcze żyje – powiedziałam, głośno przełykając ślinę.
- Co? – przeraził się Tommy i podszedł do szafki. - Serio…?  Naprawdę…?! Pająk…?! To jakiś żart? – spytał, kiedy zobaczył cel moich strzałów.
- Żyje czy nie?! – krzyknęłam.
- Nie – mruknął Tommy. – Wiesz, że nie musiałaś używać mojej broni? Mogłaś zabić go kapciem i przy okazji nie zniszczyłabyś połowy kuchni.
- Tak, wiem – uśmiechnęłam się, jak wtedy w komisariacie, kiedy powiedziałam mu, że przyszłam, żeby się z nim zobaczyć. – Ale wtedy musiałabym do niego podejść – wzdrygnęłam się na tę myśl. – A kuchni i tak przyda się remont – dodałam po chwili zastanowienia.
- Ty moja stuknięta miłości – uśmiechnął się Tommy i pocałował mnie w czoło. – Co ty byś beze mnie zrobiła?
- Musiałabym sama sprzątnąć ten bałagan i przygotować kolację, a tak wiem, że teraz ty się tym zajmiesz – wspięłam się na palcach do jego ust i odwzajemniłam pocałunek, po czym odwróciłam się z uśmiechem na twarzy, zostawiając Tommy’ego z otwartymi ustami
Kiedy wchodziłam do sypialni usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je. Za progiem stał mój lekarz. Zdziwiłam się.
- O mój Boże, Megan – krzyknął przerażony, patrząc na moją dłoń. – Co się stało?
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nadal trzymam w niej broń. Uśmiechnęłam się.
- Nic się nie stało – zapewniłam go wymachując bronią. – Mieliśmy z Tommym pewien problem, ale już wszystkim się zajęłam …– dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z sensu moich słów i uśmiechnęłam się głupio. – Zapraszam do środka.
- Doktor Smith – uśmiechnął się Tommy, wyglądając z kuchni. Widziałam, jak doktor mierzył go wzrokiem, upewniając się, czy nie jest ranny. – Co pana sprowadza?
- Nie będę owijał w bawełnę – spojrzał na mnie, swoim tajemniczym wzrokiem, a ja miałam ochotę go zabić. Żałowałam, że odłożyłam już broń. – Chodzi o twojego raka…

~*~

Kate otworzyła drzwi po trzecim dzwonku, a kiedy już to zrobiła, spostrzegłam, że miała potargane włosy, a ramiączko od sukienki bezwładnie zwisało na jej ramieniu.
- Heeej – przywitała się przeciągle niezbyt zadowolona, że jej przeszkodziłam. Oczywiście nigdy by tego nie przyznała, ale po tylu latach przyjaźni potrafiłam to wyczytać z jej twarzy.
- Przeszkadzam – powiedziałam i odwróciłam się.
- Nie! – krzyknęła za mną. – Nie przeszkadzasz. Sergei właśnie wychodził – uśmiechnęła się i zaprosiła mnie do środka. W drzwiach minęłam Sergei’a.
- Witaj, Megan – uśmiechnął się do mnie radośnie. – Żegnaj, Katja – pocałował ją na pożegnanie, a ja poczułam, że jestem świadkiem niezwykle intymnej sceny. Zwróciłam oczy ku podłodze. W końcu Sergei wyszedł, a Kate do mnie wróciła. Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Zgadnij, kto nie ma raka? – spytałam radośnie, a widząc uśmiech na jej twarzy, dodałam: - Ty! – to już jej nie ucieszyło.
 Patrząc na jej zdziwioną minę, przypomniałam sobie jak wiele razy jej dopiekłam i jak wielką radość mi to sprawiło, oraz jak wiele razy pomagałyśmy sobie nawzajem. Pamiętałam, jak bardzo byłam na nią wściekła, kiedy dowiedziałam się, że sypia z Toddem; jak wspierałam ją po stracie pracy; jak bardzo cierpiałam, kiedy zachorowała; jak ona wspierała mnie po śmierci Aidena i Petera, oraz jak nie popierałam jej decyzji o startowaniu w wyborach, z których ostatecznie zrezygnowała, ale przede wszystkim pamiętałam, że była przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam. Może nie byłyśmy tak zwariowane jak Meredith i Cristina, ale z całą pewnością byłyśmy prawdziwymi przyjaciółkami. A kiedy tak na nią patrzyłam, widziałam, jak bardzo jest przejęta tym, że w moim mózgu nadal znajduje się potwór, który go niszczy. Nie chciałam dłużej trzymać jej w niepewności.
– Ale ja też! – krzyknęłam radośnie, a ona mnie przytuliła i rozpłakała się. Widząc jej reakcję, po raz pierwszy od bardzo dawna zrobiłam coś niespodziewanego. Również wybuchnęłam płaczem. To był płacz szczęścia i ulgi. Po raz pierwszy emocje zawładnęły moim ciałem, a ja im na to pozwoliłam.
Kate nic nie powiedziała. Po prostu przytuliła mnie jeszcze mocniej, a w tej chwili to było dla mnie ważniejsze niż cokolwiek na świecie. Wszystko znów układało się po mojej myśli. Miałam wspaniałego chłopaka i cudowną przyjaciółkę, a guz w moim mózgu zniknął. Byłam szczęśliwa.
Ale oczywiście wszystkie najcudowniejsze chwile muszą zostać przerwane. W tym wypadku winowajcą był mój telefon. Niechętnie uwolniłam się z uścisku Kate i sięgnęłam po komórkę.
- Megan Hunt – powiedziałam wyraźnie akcentując każdą sylabę mojego imienia i nazwiska, jak zawsze kiedy telefon przerywał mi ważną chwilę. To miało ostrzec dzwoniącego, w tym wypadku Ethana, że nie jestem w nastroju. - … Dobrze… Zaraz będę – rozłączyłam się. To nie był dobry dzień. – Mamy prawdopodobnie porzucone ciało w Muzeum Sztuk Pięknych – oznajmiłam z ponurą miną. Czasami naprawdę nienawidziłam tej pracy. – Chcesz jechać? – zwróciłam się do Kate, a ona odpowiedziała uśmiechem.

~*~

Kiedy dotarłyśmy na domniemane miejsce zbrodni, technicy powoli opuszczali figurę na prostokątne, białe płótno, w które zostanie zawinięta i przewieziona do kostnicy. Nagle poczułam słodkawy, mdlący zapach.
- Czujesz to? – spytałam, kiedy technicy kładli na ziemi rzeźbę z brązu.
- Rozkład – odparła zafascynowana Kate.
Tak. W tej rzeźbie zdecydowanie znajdowało się ciało.
- Wygląda jak Wenus z Milo – stwierdziłam, a Kate spojrzała na mnie ze zdziwieniem. – Może to cię zaskoczy, ale interesuję się sztuką – powiedziałam i w tym momencie rzeźba wyślizgnęła się z rąk techników.
- Nie! – krzyknęłyśmy równocześnie. Niestety było już za późno. Figura uderzyła o chodnik. Natychmiast do niej podbiegłam, a to co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie.
- To nie jest brąz, to gips – oznajmiłam, przyglądając się twarzy kobiety patrzącej na mnie z wnętrza posągu.