sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 10. I żyli długo i…. czy aby na pewno?


Ludzkie życie składa się z wyborów… Tak lub nie, w przód czy w tył, w górę czy w dół. Są wybory, które mają znaczenie. Kochać czy nienawidzić? Być bohaterem czy tchórzem? Walczyć czy poddać się? Żyć… czy umierać? To ważne decyzje i nie zawsze… leżą one w naszych rękach…


***************


Spałam. Byłam wykończona.
Ostatnie co pamiętałam, to oślepiające światła ciężarówki, uderzającej w mój samochód po stronie pasażera. Potem obudziłam się w szpitalu. Byłam na prochach bo nic nie czułam i nie byłam świadoma co się wokół mnie dzieje. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Kiedy otworzyłam oczy, leżałam na łóżku, a obok mnie siedział Tommy.
- Megan, obudziłaś się – szepnął, gładząc moje włosy. Syknęłam z bólu. Bolał mnie każdy mięsień. – Och, przepraszam – zabrał dłoń z mojej głowy. – Jak się czujesz?
- Co… co się stało? – wyjąkałam z trudem.
- Miałaś wypadek, ale jest już dobrze. Nie zaznałaś większych urazów, ale jesteś cała poobijana i trochę poparzona. Samochód zaczął się palić i jakiś mężczyzna cię z niego wyciągnął. Uratował ci życie.
To by wyjaśniało, dlaczego miałam wrażenie, jakby moje ciało było obdarte ze skóry.
- Ale nie martw się. Poparzenia są powierzchniowe i obejmują biodra, i brzuch. Chirurg plastyczny powiedział, że kiedy cię zoperuje nie będzie śladu.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie otworzyć ust. Traciłam świadomość. Wiedziałam, że za chwilę znowu zasnę.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest – Tommy ciągle mówił, choć nie wiedział czy go słyszę. – Boże, gdyby coś ci się stało… Dlaczego wtedy wybiegłaś? Nie dałaś mi dokończyć pytania. Chciałem zaproponować wspólne mieszkanie. Uznałem…
Zasnęłam. Nie słyszałam już co do mnie mówił.


Chciał ze mną zamieszkać, a nie mi się oświadczyć. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Byłam taka głupia. Dlaczego nie potrafię dać się uszczęśliwić? On mnie kocha, nie chce mnie zranić, tylko chronić. Dlaczego nie ufam tym, którym powinnam? Dlaczego nie potrafię zaangażować się w związek z najcudowniejszym facetem na świecie?


********************


Nie wiem ile czasu minęło od wypadku, ale za każdym razem budziłam się na dłużej. Teraz nie spałam już od piętnastu minut i nie byłam zmęczona.
- Zerwałam z Robin – oznajmiła Kate, wchodząc do mojej sali.
Tommy pojechał do Lacey, a ja zostałam sama.
- O Boże, to straszne – powiedziałam, podnosząc głowę z poduszki. – Co się stało?
- Zrozumiałam, że jednak nie pociągają mnie kobiety – przyznała Kate.
- Uff – odetchnęłam z ulgą. – Wreszcie. Bo czasami patrzyłaś na mnie takim wzrokiem, że bałam się, że zaraz wyznasz mi miłość – zażartowałam, a Kate się roześmiała, ja też spróbowałam, ale za bardzo wszystko mnie bolało. Skrzywiłam się  z bólu.
- Wszystko w porządku? – spytała przejęta Kate.
- Tak, tak, po prostu jestem cała poobijana i wszystko mnie boli, ale to nic takiego – uśmiechnęłam się. – Lepiej opowiedz, jak to się stało, że zerwałaś z Robin.
- Jak już powiedziałam, zrozumiałam, że nie pociągają mnie kobiety. No a poza tym, poznałam ostatnio bardzo fajnego faceta – uśmiechnęła się, a ja zrozumiałam, że to musi być naprawdę cudowny facet.
- Kto to? Tylko mi nie mów, że to jakiś kolega twojego brata, który z nim mieszkał, ale jego żona nie była z tego zadowolona, a ty zaproponowałaś, że może zamieszkać z tobą, bo masz wolny pokój.
- Mimo wszystko odpowiedź brzmi: nie – zaśmiała się. – Poznałam go już kiedyś, przy okazji sprawy, a teraz znowu się spotkaliśmy i nasze uczucie odżyło.
- Znam go?
- Jego nazwisko raczej nic ci nie powie – uśmiechnęła się Kate i w tym samym momencie do sali, raźnym krokiem wkroczył lekarz.
- I jak się dziś czujemy? – spytał radośnie.
- Dużo lepiej – odpowiedziałam wciąż słabym głosem, a Kate zabrała swój płaszcz i pożegnała się.
- Panie doktorze, co z moim dzieckiem? – spytałam, kiedy zostaliśmy sami.
- Jakim dzieckiem? – spytał zdezorientowany lekarz.
- Jestem w ciąży.
- Przykro mi, że muszę panią rozczarować, ale nie jest i nie była pani w ciąży.
- Nie, to nie możliwe – odparłam. – Wszystko się zgadzało. Poranne mdłości i wymioty, bóle głowy, zmiany nastroju… wszystko idealnie pasowało.
- Um… była pani neurochirurgiem, prawda? – zmienił temat.
- Tak – pokiwałam niepewnie głową. „Najlepszym” dodałam w myślach.
- Chciałbym prosić panią o konsultację – powiedział lekarz i pokazał mi prześwietlenia. Spojrzałam na nie i otworzyłam szeroko oczy.
- Glejak w płacie czołowym – stwierdziłam zafascynowana. – Obejmuje 46 pole Brodmanna. To niezwykły guz. Żaden chirurg nie zdecydowałby się na operację. To zbyt wielkie ryzyko. Ja… ja bym go zoperowała, operowałam dużo bardziej beznadziejne przypadki, ale nie operuję od czasu gdy… - zacisnęłam dłonie. – Słyszałam o innym znakomitym neurochirurgu. Nazywa się… Um… zaraz sobie przypomnę…
- Derek Shepherd – podpowiedział lekarz.
- Tak – uśmiechnęłam się, dając tym samym znak, że to właśnie o nim myślałam.
- Już tu jest. Potrzebujemy tylko zgody na operację.
- To wspaniale. Słyszałam o nim wiele dobrego. Powinien sobie poradzić – mówiłam pełnym entuzjazmu głosem. Nagle coś mnie zaniepokoiło. – Ale skoro on tu już jest, to czemu przyszedł pan do mnie?
- Wspominała pani o wymiotach, bólach głowy, zmianach nastroju… - zmienił temat lekarz.
- Doktorze, czyje to prześwietlenie? – spytałam.
- … a zanim doszło do wypadku miała pani drgawki. Czy przedtem była pani drażliwa i miała Problemy z podejmowaniem decyzji?
- Czyje są te prześwietlenia? – spytałam z naciskiem.
- Nie była pani w ciąży. Objawy są mylne.
- Doktorze, do kogo należą te prześwietlenia? – spytałam z jeszcze większym naciskiem.
- Do pani – odparł po chwili wahania. Nastąpiła cisza tak ciężka, że można było kroić ją nożem.
Poczułam jak odpływają ze mnie wszystkie siły. Opadłam na łóżko. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie.
- Doktor Hunt, wszystko w porządku? – spytał lekarz z wyraźną troską w głosie.
- Zoperuje mnie Derek Shepherd? - nie odpowiedziałam na pytanie.
- Tak.
- Kiedy chcecie to zrobić?
- Jak najszybciej. Musi pani podpisać zgodę i możemy zaczynać.
- Proszę dać mi papiery – powiedziałam, bez chwili zastanowienia.
- Zdaje sobie pani sprawę z możliwych powikłań?
- Nie pan da mi tą cholerną kartkę i zoperujcie mnie. Już! – krzyknęłam.


Miał mnie zoperować Derek Shepherd, jeden z najlepszych neurochirurgów na świecie. Wiedziałam, że to dobrze, ale wiedziałam też, że nie jest on najlepszym neurochirurgiem. Najlepszy, będzie leżał na stole operacyjnym.


****************


Operacja przebiegła bez powikłań. A przynajmniej tak mi powiedziano. Niestety nie udało się usunąć całego guza i czekała mnie chemia i naświetlania. Tommy znowu siedział przy moim łóżku i mówił o wspólnym mieszkaniu. Słyszałam też Lacey i moją matkę, ale teraz ich nie było. Odpoczywałam po operacji. Miałam wrażenie, że jestem jeszcze bardziej wykończona niż po wypadku, w dodatku głowa bolała mnie tak bardzo, że było mi niedobrze.


Kiedy Tommy wrócił do szpitala, ja byłam już operowana. Lekarz powiedział mu o wielkim guzie w moim mózgu i o tym, że nawet jeśli wszystko dobrze pójdzie, guz znajduje się w takim miejscu, że mogę się już nie obudzić.


Przez cały czas byłam świadoma tego, co się wokół mnie dzieje, ale nie miałam wystarczająco dużo siły by otworzyć oczy. Dopiero teraz, po tygodniu od operacji powoli zaczęłam je otwierać. Na początku obraz był rozmazany, a światło wyjątkowo ostre. Dopiero po dłuższej chwili moje oczy przyzwyczaiły się do jasnego pomieszczenia.

- Tommy – wychrypiałam najgłośniej jak tylko potrafiłam, choć wiedziałam, że i tak ledwo mnie słychać.
- Megan – wstał gwałtownie z krzesła, które zachwiało się i prawie przewróciło. Chwycił je w ostatniej chwili. – Obudziłaś się.
- Muszę ci coś powiedzieć – szepnęłam, kiedy Tommy siadł na moim łóżku i wziął mnie w ramiona.
- Nie musisz teraz odpowiadać na moje pytanie – uśmiechnął się do mnie i pogładził moje włosy. – Mamy na to czas.
- Właśnie o to chodzi… nie mamy czasu… ja… ja nie mam czasu – mówiłam, a każde słowo sprawiało mi ból. – Muszę ci coś wyznać… ukrywałam to przez piętnaście lat, a teraz… umieram.
- Nie umierasz, słyszysz mnie? – mówił, a jego głos drżał od emocji. – Nie umierasz. Jesteś silna i przetrwasz to… my… my to przetrwamy i będziemy żyli długo, słyszysz mnie? Będziemy żyć bardzo długo, zestarzejemy się i kupimy wielki dom z ogrodem, w którym będą bawiły się nasze wnuki, a ty… nie umrzesz – słyszałam, jak powstrzymywał łzy.
- Ja umieram, Tommy… ale to nie ma znaczenia… muszę ci coś powiedzieć… - mówiłam ostatkami sił. – Lacey…
- Nic jej nie jest – przerwał mi Tommy. – Jest u twojej matki.
- Ona…  - nie zwracałam uwagi na jego słowa. Musiałam to wyznać, bo wiedziałam, że pozostało mi niewiele czasu. – Kiedy nakryłam cię z Sheilą DeMarco… tamtego dnia miałam ci coś powiedzieć… Tommy, ja …. byłam… byłam wtedy w… - wzięłam głęboki oddech, raniąc przy tym płuca. Skrzywiłam się z bólu. – Byłam w ciąży, a Lacey… jest twoją córką – wyrzuciłam z siebie to, co dręczyło mnie przez piętnaście lat i poczułam, że jestem wolna.


Moja ręka powoli opadła na łóżko, a głowa odchyliła się do tyłu. Czułam jak moja dusza opuszcza moje ciało. Balansowałam na granicy światów. Byłam jak ptak, który po raz pierwszy opuszcza gniazdo. Byłam wolna.

************

Koniec części pierwszej ;)

2 komentarze: