wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 8. Tajemnice i kłamstwa

No i wróciłam :D Nie wiem czy na stałe, ale mam nadzieję, że tak :D Chciałabym napisać coś więcej, ale jutro klasówka z biologii, liceum potrafi wykończyć :) 


*************


Dwa tygodnie na Florydzie były męczące, ale pomogły Lacey, więc nie narzekałam, a kiedy wróciłam do pracy byłam szczęśliwa.

Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo za nią tęskniłam, dopóki nie zaczęłam pierwszej sekcji. Ofiara nazywała się Nina Peyton. Już na wstępie mogłam stwierdzić, że miała poderżnięte gardło. Jedna długa rana, sięgająca od lewego ucha do tchawicy. Brzegi były równe, morderca się nie wahał. Doskonale wiedział co robi. Na nadgarstkach i kostkach pozostały ślady po skrępowaniu, a w lewym dolnym kwadrancie tułowia widniała długa rana cięta.
Sekcja zwłok wykazała, że morderca najpierw uśpił ofiarę, następnie przywiązał ją prawdopodobnie do łóżka, a potem z chirurgiczną precyzją usunął jej macicę. Wszystko wskazywało na to, że kobieta żyła, kiedy oprawca rozcinał jej ciało, a sądząc po ilości krwi w jamie brzusznej, odczekał godzinę zanim ostatecznie ją zabił, podcinając jej gardło.
To była trzecia kobieta zabita w ten sposób. Wszyscy wiedzieliśmy co to oznacza. Gdzieś w Filadelfii grasował potwór, który nienawidził kobiet. Ta sprawa dołowała nas wszystkich.


************


Razem z Kate wyszłyśmy z kostnicy. Wspólnie prowadziłyśmy tę sprawę.
- Co u Robin? – spytałam, zdejmując z rąk lateksowe rękawiczki.
- Dobrze. Szuka pracy – odpowiedziała zdawkowo, jakby nie chciała o niej rozmawiać.
- To świetnie – powiedziałam z entuzjazmem. – Muszę do was wpaść. Czuję się winna, że zostawiłam cię z nią samą, ale chyba rozumiesz?
- Jasne – uśmiechnęła się lekko. – Nie musisz się martwić. Radzimy sobie – zapewniła mnie przyjaciółka.
- Okej. Tylko mówię. Jakbyś potrzebowała pomocy czy coś, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Kate nie odezwała się, a ja miałam dziwne przeczucie, że przyjaciółka coś przede mną ukrywa.


*************


Miesiąc po śmierci mojego byłego męża, przyszedł czas na odczytanie jego testamentu. Ponieważ Lacey była w nim uwzględniona, musiałam z nią jechać do kancelarii adwokata Todda.
Kiedy w gabinecie  zgromadziła się już prawie cała rodzina Todda, mężczyzna poprosił wszystkich o uwagę.
Mój mąż, zostawił każdemu coś, by o nim pamiętano. Starej ciotce Victorii, zostawił stary fortepian. Ulubionemu kuzynowi Karlowi, zostawił ulubione spinki do mankietów. Lacey, dostała dom i pieniądze. Ale była jedna osoba, która nie spodziewała się dostać czegokolwiek. Tą osobą… byłam ja.


- Na koniec, mojej byłej żonie Megan Hunt – przeczytał prawnik.
- Hej, to ja – uśmiechnęłam się zaskoczona. Wszyscy się na mnie spojrzeli. – Przyszłam tylko wesprzeć córkę. Naprawdę, poprawiałam raport z sekcji zwłok na tablecie – na potwierdzenie moich słów uniosłam i pokazałam wszystkim urządzenie, po czym zwróciłam się do prawnika: – Co pan mówił?
- Mojej najdroższej Megan, która znosiła moją niewierność dłużej niż powinna. Lata zdrady i obojętności, i choć sama nie była bez winy…
- Przejdźmy do rzeczy – pospieszyłam go. Ciotka Victoria na mnie spojrzała. – Och, nie patrz tak. Dostałaś fortepian – syknęłam.
- Nigdy nie byłem dobry w ukrywaniu swoich romansów, – ciągnął prawnik – ale przyznam, że z ukrywaniem finansów szło mi dużo lepiej.
- Co to znaczy? – spytałam.
- Chyba tata ukrywał przed tobą pieniądze, kiedy byliście małżeństwem – szepnęła Lacey.
Czemu mnie to nie zdziwiło?
- Nie chodzi o pieniądze. Pani były mąż był wspólnikiem pewnego lokalu.
- Zdradzał mnie, prowadził kancelarię i miał sekretny lokal – spojrzałam w górę. – Dobrze, że możesz wreszcie odpocząć.
- Prosił, by zachowała pani  trzeźwe spojrzenie. Ten lokal odnosi sukces.
- Skoro tak, to po co mi trzeźwe spojrzenie?


Kiedy dotarłam pod wskazany adres, zrozumiałam, do czego było mi potrzebne owo trzeźwe spojrzenie. Żałowałam, że Todd nie żyje, bo z chęcią bym go wtedy zabiła.


Mój mąż nawet po śmierci potrafił doprowadzić mnie do białej gorączki, przepisując mi w spadku pewien klub.
Klub… ze striptizem.


Stałam przy barze i zastanawiałam się, co ja jeszcze tutaj robię. Lokal przypominał ten, który prowadziła Tatiana. Pamiętacie ją, prawda? Jak można by zapomnieć  taką osobę. Przez chwilę zastanawiałam się nawet czy to nie jest przypadkiem jej lokal, ale od razu odrzuciłam od siebie tę myśl.
Ponownie obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie, kiedy podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
- Megan Hunt? – spytał. – Jim Booroni, współwłaściciel klubu – podał mi rękę. – Bardzo zmartwiła mnie wieść o śmierci Todda. Był dobrym człowiekiem. Bardzo troszczył się o każdą tancerkę.
- Nie wątpię. Todd zawsze wspierał… sztukę – uśmiechnęłam się sztucznie, wypowiadając ostatnie słowo. – Z kim mam rozmawiać o sprzedaży mojej części udziału?
- Jest pani pewna? Biznes świetnie się kręci. Zwłaszcza, od kiedy zaczęliśmy wtorkowe karaoke toples – uśmiechnął się.
- Rozumiem, że to lukratywny interes, ale…
- Proszę się rozejrzeć – przerwał mi. – Wypić drinka. Jeśli będzie pani chciała sprzedać udziały, niech pani prawnik się odezwie – podał mi swoją wizytówkę. Przyjrzałam się jej.
- No proszę. Dwa „o” w nazwisku przerobił pan na piersi, urocze.
- Prawda? – nie pojął sarkazmu. – Musi pani zobaczyć wizytówkę mojego wspólnika Vicka. Z litery „v” zrobił…
- Rozumiem! – przerwałam mu. – Chyba jednak się napiję.


Usiadłam przy barze i zamówiłam drinka. Nagle podeszła do mnie jakaś kobieta i zaczęła przede mną tańczyć. Chciałam jak najszybciej uciec z tego miejsca.
- Och, dzięki, ale nie przyszłam na show. Dowiedziałam się, że jestem współwłaścicielką klubu – wyjaśniłam.
- Serio? Miło cię poznać – podała mi rękę. – Robin, ale o dwudziestej drugiej staję się Destiny.
- Megan Hunt, a o dwudziestej drugiej zakładam jedwabną koszulę nocną.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i podeszła do innego klienta. Przewróciłam oczami.
I tak poznałam Robin Gallagher. Dziewczynę, która postanowiła skomplikować swoje życie, robiąc to samo z moim.


Tydzień po pierwszej wizycie, dostałam telefon od Jima, który poinformował mnie, że ma
papiery, które rozwiążą umowę między mną, a klubem. Nie czekając długo, wsiadłam w samochód i znalazłam się w klubie.

- Więc prawnik powiedział, żeby podpisać tutaj i jesteś oficjalnie wykupiona z interesu ze striptizem – Jim pokazał mi papiery i podał długopis.
- Mam nadzieję, że nie dostanę swojej działki w jednodolarówkach – uśmiechnęłam się i oddałam mu papiery.
- Będziemy za tobą tęsknić – poklepał mnie po ramieniu.
- Ja za tobą też – uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Do widzenia pani Hunt – powiedziała Robin, która siedząc przy barze czytała książkę.
- Dbaj o siebie Robin – pogładziłam ją po ramieniu i ruszyłam dalej. Po chwili cofnęłam się, myśląc, że się przewidziałam, ale nie, to była prawda. Robin czytała książkę. Spojrzałam na okładkę. – „Dżuma” Camusa?
- To o egzystencji.
- Tak, wiem. To klasyk – odparłam zaskoczona.
- Wiesz, widziałam kiedyś artykuł o stu książkach, które powinniśmy przeczytać, zanim umrzemy. I pomyślałam, że w związku z wysokim poziomem cholesterolu w mojej rodzinie, powinnam zacząć czytać – zaśmiała się.
- To dobrze – uśmiechnęłam się. Byłam zaskoczona postawą tej dziewczyny. Zastanawiałam się, co ona robi w takim miejscu.
- Więc, co będziesz teraz robić? – spytała.
- Um, wiesz, to nigdy nie była moja praca. Właściwie, to jestem lekarzem – uśmiechnęłam się, nie zdradzając mojej dokładnej profesji. Nie wiedzieć czemu, ludzie zawsze trzymali mnie na dystans, kiedy dowiadywali się, że pracuję w kostnicy.
- Naprawdę?
- Tak.
- To niesamowite, prawda? Sama myślałam o zostaniu lekarzem. Właściwie, byłam nawet na studiach medycznych, ale moja rodzina miała problemy finansowe…
- Robin, jesteś wzywana do loży V.I.P. – krzyknął Jim.
- Powodzenia z tą setką książek – uśmiechnęłam się, kiedy Robin zeskoczyła z krzesła, na którym do tej pory siedziała.
- Dziękuję. Och, znowu ten sam gość – westchnęła Robin. – Ciągle mu powtarzam, żeby trzymał te napiwki i kupił sobie szczoteczkę do zębów.
Dziewczyna niechętnie ruszyła w stronę loży V.I.P.
- Robin, czekaj – krzyknęłam, a Robin odwróciła się w moją stronę. – Nie musisz tego robić, jeśli to sprawia, że jesteś nieszczęśliwa.
- Mam rachunki do zapłacenia.
- Wiem, ale nie musisz tu pracować. Możesz robić co zechcesz.
- Łatwo powiedzieć.
- Mówię poważnie. Nigdy nie jest za późno, by zmienić swoje życie.
- Robin, chodź – ponaglił ją Jim.
- Dziękuję – powiedziała i sięgnęła po książkę
- Zabierasz to ze sobą? – spytałam zdezorientowana
- Kiedy klienci są napastliwi, lubię mieć przy sobie coś, co może zaboleć. Kiedyś, prawie zabiłam faceta „Filarami ziemi” – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę klienta.


Gdybym wcześniej wiedziała, jaki wpływ wywrą na nią moje słowa, nigdy bym się nie
odezwała, ale jak to się mówi: mądry człowiek po szkodzie.
Jakieś dwa tygodnie po naszej rozmowie, kiedy byłam sama w domu, ktoś zapukał do drzwi. Za progiem stała… Robin.
- Pani Hunt – uśmiechnęła się na mój widok.
- Robin – powiedziałam, zastanawiając się, skąd miała mój adres.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale myślałam o tym co pani mówiła i miała pani rację. Nigdy nie jest za późno na zmiany, więc… odeszłam z klubu – uśmiechnęła się, dumna z siebie, a ja zaprosiłam ją do środka. Kiedy ona siedziała na kanapie, ja wstawiłam wodę na herbatę.
- Naprawdę? – ucieszyłam się, nie zdając sobie sprawy z tego, co zaraz usłyszę.
- Z początku się bałam, ale wiem, że to najlepsza decyzja.
- Wspaniale – pochwaliłam ją.
- Nie miałabym odwagi, gdyby nie rozmowa z panią. Jest pani dla mnie wzorem – uśmiechnęła się promiennie.
- Naprawdę? – zdziwiłam się, nalewając wodę do filiżanek. – To miłe.
- Wcześniej była nią Candy z klubu, ale przedawkowała.
- Och – szepnęłam. Wspaniale, zastępowałam narkomankę. – Gratuluję, Robin – postawiłam filiżanki z herbatą na stole i przytuliłam ją. – Decyzja o zmianie wymaga wiele odwagi.
- O tak – powiedziała. – Więc, co mam robić teraz?
- Co? – spytałam zdziwiona omal nie zalewając się kawą.
- No wie pani… Co dalej? Gdzie mam pracować.
- Przepraszam – powiedziałam, nie bardzo rozumiejąc. – Odeszłaś z pracy, nie mając nic na rezerwie?
- Wiem, że to trochę szybko, ale mówiła pani, że mogę to zrobić w każdej chwili. Mówiła to pani z przekonaniem. Dalej jest pani przekonana, prawda?
- Oczywiście. Świat stoi przed tobą otworem – zaśmiałam się serdecznie. – Masz oszczędności, prawda?


To był moment w którym zrozumiałam, że dobre rady potrafią zmienić czyjeś życie. W tym przypadku było to moje życie. Nie wiedziałam jeszcze jak, ale musiałam jej pomóc. W końcu, wpakowała się w to przeze mnie.
Pozwoliłam jej u mnie zamieszkać, ale kiedy Robin zaczęła paradować po domu w samej bieliźnie wiedziałam, że muszę coś zrobić. Striptizerka nie była zbyt dobrym wzorem dla piętnastolatki, a poza tym, kiedy przychodził Tommy, nie byłam zadowolona, że Robin kusi go swoim prawie nagim ciałem.
Dlatego nie do opisania była moja radość, kiedy Kate wspomniała, że czuje się samotna w swoim wielkim domu. Nie myśląc długo powiedziałam, że mam dla niej lokatorkę. Ucieszyła się, że nie będzie musiała wracać do pustego domu, a ja jeszcze bardziej ucieszyłam się z tego, że mój problem został rozwiązany.
 W krótkim czasie Kate i Robin połączyła przyjaźń, a już wkrótce miałam się dowiedzieć, że nie tylko ona je połączyła…


1 komentarz: