I tak to się zaczęło…
15 lat temu, podczas rezydentury w Nowym Yorku, miałam pacjenta.
Rannego podczas strzelaniny młodego policjanta o imieniu Tommy. Pewnego dnia,
podczas obchodu, Tommy się do mnie uśmiechnął. Po jakimś czasie odwzajemniłam uśmiech.
Kiedy wychodził ze szpitala zaprosił mnie na randkę. Niepewna, czy dobrze
robię, zgodziłam się. I tak narodził się romans. Romans, który zakończył się
równie szybko, jak się zaczął.
Zraniona zdradą ukochanego mężczyzny spakowałam się i wróciłam do
Filadelfii, gdzie moja matka przedstawiła mnie młodemu prawnikowi – Toddowi
Flemingowi.
Todd oświadczył mi się po dwóch miesiącach znajomości. Miałam wtedy 28
lat i moja miłość do Tommy’ego przerodziła się w niechęć. Gdy czasami o tym
myślę, dochodzę do wniosku, że zgodziłam się za niego wyjść nie dlatego, że go
kochałam, ale na złość Tommy’emu i samej sobie.
I tak też, trzy miesiące później, będąc już w zaawansowanej ciąży,
stanęłam przed ołtarzem. Pełna wątpliwości co do przyszłości tego związku, a
przede wszystkim do mojej miłości do Todda, powiedziałam sakramentalne „tak”.
Początek naszego małżeństwa był najlepszym jego okresem. Radość
oczekiwania na pierwsze dziecko wypełniała całe nasze dnie. Chodziliśmy po
niezliczonej ilości sklepów dziecięcych, oglądaliśmy wózki, łóżeczka i ubranka,
wybraliśmy farbę do pokoju córeczki, która miała niebawem przyjść na świat.
Byłam wtedy bardzo szczęśliwa i myślałam, że to właśnie z nim spędzę resztę
mojego życia. Po trzech miesiącach naszego małżeństwa urodziła się Lacey.
Wydawaliśmy się być najszczęśliwszymi rodzicami na świecie i tak też było, do
momentu, w którym odkryłam, że mój kochający mąż ma kogoś na boku. Od tamtej
chwili rzuciłam się w wir pracy. Mimo wszystko nikt nie wiedział o tym, że
oboje tkwimy w nieszczęśliwym związku. Wszyscy myśleli, że jesteśmy kochającą
się parą, jednak już wtedy nasze małżeństwo było fikcją, a my po prostu
świetnie graliśmy przed rodziną i przyjaciółmi. To, co kiedyś było miłością z
czasem przerodziło się w niechęć. Gdy Lacey skończyła siedem lat nie
potrafiliśmy już udawać, jedynym wyjściem pozostawał rozwód.
I tak też się stało. Rozwiedliśmy się, a Todd zadbał o to, bym została
z niczym. Zabrał dom, samochód i Lacey. Nie zdawałam sobie sprawy, że straciłam
córkę, do chwili, w której ciężarówka nie uderzyła w mój samochód i nie
straciłam tego, co wydawało mi się wtedy najcenniejsze – chirurgii. Dopiero,
kiedy nie mogłam operować dotarło do mnie, że nie mam nic. Zamknęłam się w
czterech ścianach mojego mieszkania i przeszłam przez załamanie psychiczne. Nie
wiedziałam, jak żyć i co robić. Godzinami siedziałam przed telewizorem,
wpatrując się w różnego rodzaju telenowele. Aż pewnego dnia natrafiłam na
serial o medycynie sądowej. Wtedy poczułam, że to jest klucz do rozwiązania
moich problemów.
Zrobiłam specjalizację i zaczęłam pracę w Zakładzie Medycyny Sądowej.
Tam poznałam Petera Dunlopa, który z czasem stał się moim przyjacielem i który
pomógł mi odzyskać Lacey, choć to wcale nie było łatwe. Peter wiele razy
wyciągał mnie z opresji, aż do pewnego dnia, w którym prawie stracił życie,
próbując mnie ratować. Po całym zdarzeniu wyjechał zostawiając mnie samą.
I tak dochodzimy do punktu kulminacyjnego – powrotu mężczyzny, który
wiele lat temu złamał mi serce. Tommy Sullivan wrócił do Filadelfii, a ja po
raz kolejny dostałam od życia w twarz. Tommy przez rok próbował wzbudzić we
mnie uczucie. Wiele mu zawdzięczałam. Uratował życie mnie i Lacey, był przy
mnie, podczas ekshumacji zwłok mojego ojca, wiele razy ryzykował dla mnie swoją
karierę. Ostatecznie dopiął swego i rozbudził żar w moim sercu, ale czy uda mu
się ten żar podtrzymać? Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz