poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 13. Ocalone życie


Zmiany. Nie lubimy ich, obawiamy się. Ale nie możemy ich powstrzymać. Albo dostosujemy się do zmian, albo zostajemy w tyle. Dorastanie boli – ktokolwiek wam powie, że tak nie jest, kłamie. Lecz prawda jest taka: czasem im bardziej coś się zmienia, tym bardziej jest jak przedtem. Zdarza się, że zmiany są dobre. Czasem, zmiana jest wszystkim.


***********


Siedziałam w przychodni oddzielona od innych pacjentów zasłoną, a pielęgniarka usiłowała wbić się w moją żyłę. Musiała dopiero zacząć pracę, bo niezbyt jej to wychodziło. Po pięciu próbach dałam za wygraną.
- Mogę? – spytałam, wyciągając rękę po igłę. – Byłam lekarzem, wiem jak zrobić wkłucie – powiedziałam, kiedy dziewczyna nie dała mi sprzętu. Spojrzałam na nią wyczekująco wzrokiem, który nie znosił sprzeciwu.
- Proszę – poddała się w końcu i odwróciła się.
- Zaczekaj – krzyknęłam za nią. – Podejdź do mnie. Pokaże ci, jak to się robi – uśmiechnęłam się do niej, a kiedy do mnie podeszła, jednym gładkim ruchem wbiłam igłę, trafiając w żyłę.
- Jak…? – spytała zafascynowana pielęgniarka.
- Lata praktyki – uśmiechnęłam się do niej.


I tak, raz w miesiącu przez godzinę siedziałam w przychodni rozmyślając o swoim życiu. Myślałam o tym, jak przez piętnaście lat ukrywałam sekret, który w końcu wyszedł na jaw; o tym, że mężczyzna mojego życia znów się w nim pojawił, a ja musiałam go przy sobie zatrzymać; o tym, jak, i czy w ogóle, powiedzieć córce, że jej ojciec wcale nie jest jej ojcem i w końcu o tym, jak bardzo boję się zmian. A w końcu jedyne co w życiu jest pewne, to właśnie zmiany…


*****************


Od Tamtego dnia minęły dwa miesiące. Nasze fizyczne rany się zagoiły, ale psychiczne wciąż były rozdrapywane. W moim przypadku były to nieprzespane noce, spowodowane widokiem stojącego nade mną mordercy po każdym zamknięciu oczu, oraz patrzenie na bliznę pozostawioną przez skalpel. Kate zachowywała się podobnie, z tym, że ja swoją bliznę mogłam zakryć ubraniem i nie patrzeć na nią cały dzień. Ona musiała znosić jej widok 24 godziny na dobę, z wyjątkiem chwil, w których przeprowadzała sekcję zwłok, co ostatnio zdarzało się coraz częściej. Rozumiałam ją. Kiedy zakładała lateksowe rękawiczki stawała się zupełnie innym człowiekiem, znów była sobą. Po Tamtym dniu coś w niej pękło. Zmieniła się. Nie była już tą Kate, którą znałam i było mi z tym źle. Obwiniałam się o to, co się stało. W końcu próbowała mnie uratować, a tymczasem sama skończyła jako ofiara.


Raźnym krokiem weszłam do kostnicy, gdzie czekały na mnie zwłoki. Kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia, stanęłam jak wryta.
- Kate, jestem w stanie wiele zrozumieć i jestem osobą niezwykle tolerancyjną, ale myślę, że nekrofilia do ciebie nie pasuje – powiedziałam spokojnie, patrząc jak Kate robi usta-usta nieboszczykowi. – Mówię poważnie. Sergei nie byłby zadowolony, gdyby cię teraz zobaczył.
- Na miłość Boską – krzyknęła Kate. – On żyje! Zadzwoń po pogotowie!
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Nieczęsto zdarzało się, że przywozili do nas żywe osoby. No dobra, raz była taka sytuacja, ale żeby tak po raz kolejny? Jak w transie wybrałam numer pogotowia i opowiedziałam, co się stało. Kiedy skończyłam rozmowę, Kate uciskała mu klatkę piersiową.
- Ma niedrożność dróg oddechowych – powiedziała. – To może być skurcz oskrzeli. Gdzie ta karetka?
- Będą za pięć minut – oznajmiłam.
- Ktoś musi wykonać konikotomię. Może ty? – spytała. – Skoro już tu jesteś, możesz to zrobić.
- Okej – powiedziałam i podeszłam do mężczyzny leżącego na stole. – Znajdź mi wąską rurkę – rozkazałam i wzięłam do ręki skalpel. Zawahałam się. Odkąd zabiłam pacjentkę, nie lubiłam pracować na żywych ludziach. Powoli napięłam skórę na szyi i poprzecznie przecięłam więzadło pierścienno-tarczowe. – Potrzebuję rurki!
- Mam – krzyknęła Kate i podbiegła do mnie, wręczając mi plastikową rurkę.
- Ty to zrób – powiedziałam, wskazując na otwartą tchawicę.
- Co?
- Po prostu to zrób! Ja nie mogę, jestem przeziębiona, mogę go zarazić. Powiem ci, jak to zrobić. Weź rurkę i włóż ją w otwór. Tak, dobrze – powiedziałam, kiedy Kate zrobiła wszystko, tak jak trzeba. – A teraz zacznij dmuchać, tak, jakbyś nadmuchiwała balon, tylko delikatniej.
- Chyba się udało – powiedziała uradowana Kate, kiedy mężczyzna zaczął powoli otwierać oczy. – Już dobrze, żyjesz – uśmiechnęła się do niego, a on złapał ją za rękę, dziękując za uratowanie życia. W tym samym momencie do kostnicy wkroczyli ratownicy medyczni.
- To było ekscytujące – powiedziała Kate, kiedy zostałyśmy same.
- Tak, zapomniałam już, jak wspaniale jest ratować ludzkie życie.
- I miło jest uratować kogoś tak przystojnego.
- Czyli gdyby był brzydki pozwoliłybyśmy mu umrzeć? – spytałam, uśmiechając się.
- Oczywiście, że nie – zaśmiała się, a ja pojechałam do domu.



Tommy miał dzisiaj wrócić wcześniej i mieliśmy zjeść, od dawna wyczekiwaną, romantyczną kolację. Oczywiście przygotowaniem zajął się Tommy. Ja nie potrafiłam gotować.
- Tommy, już jestem – zawołałam, przekraczając próg naszego mieszkania.
- Okej, zaraz siadamy – krzyknął entuzjastycznie, a mnie uderzyła woń pieczonego kurczaka. Od dawna nie jadłam prawdziwej kolacji.
- Pięknie pachnie – pochwaliłam go i pocałowałam. – Aż mam ochotę na coś więcej.
- Najpierw kolacja – powiedział Tommy i odsunął mnie od siebie. Westchnęłam. Od dawna nie było między nami tak jak dawniej.
Zasiadłam do pięknie zastawionego stołu, a Tommy postawił na nim pieczeń. Jedliśmy w milczeniu. Żadne z nas nie chciało poruszać kwestii, która była nieunikniona.
- Dlaczego to przede mną ukrywałaś? – spytał z żalem Tommy, przerywając w ten sposób niezręczną ciszę. – Jak mogłaś z tym żyć przez tyle lat?
Milczałam przez chwilę, po czym wyrzuciłam z siebie wszystko to, co dręczyło mnie od piętnastu lat.
- Myślisz, że było mi z tym łatwo? Przez piętnaście lat starałam się o tobie zapomnieć, jednocześnie patrząc, jak owoc naszego związku rośnie i staje się coraz bardziej podobny do ciebie. Jak myślisz, co czułam, kiedy patrząc w jej oczy widziałam ciebie? Nie mogłam cię nienawidzić, bo w ten sposób nienawidziłabym również jej. Sprawiłeś, że moje życie było piekłem. Za każdym razem, kiedy Lacey coś się stało, modliłam się, żeby Todd nie odkrył prawdy. A kiedy już wszystko sobie poukładałam, kiedy patrząc na nią, przestawałam widzieć twoją twarz, ty wróciłeś, jak jakiś stary koszmar i sprawiłeś, że moje życie znowu stało się piekłem! A potem chciałeś mnie odzyskać i udało ci się! Rozkochałeś mnie w sobie! Miałeś się nigdy nie dowiedzieć, ale… - w kącikach moich oczu pojawiły się łzy.
- Ale, co? – spytał Tommy, otaczając się murem zbudowanym z gniewu i złości.
- Umierałam… nie mogłam pozwolić, żeby ktoś ją zabrał. Myślałam, że to koniec mojego życia i musiałam ci powiedzieć. Musiałeś poznać prawdę, bo… - rozpłakałam się. – Lacey nie jest niczemu winna.
- Lacey… - szepnął Tommy, dopiero teraz zaczynając kojarzyć fakty. – Moja babcia…
- Tak – pokiwałam głową. – Zawsze opowiadałeś jaką cudowną była kobietą. Chciałam, żeby moja… nasza córka nosiła imię kogoś wspaniałego.
Poczułam, jak coś spadło na moją stopę. To była cegła. Cegła z muru, którym otoczył się Tommy. Widziałam jak na mnie patrzył. W jego oczach znów zagościła miłość.
- Jesteś wspaniałą kobietą – powiedział w końcu. – Ale zrobiłaś coś strasznego i wybaczenie ci tego  nie będzie łatwe. To będzie bardzo trudne. Będziemy musieli pracować nad tym każdego dnia, ale chcę tego, ponieważ zależy mi na tobie. Pragnę cię całej, na zawsze ty i ja, każdego dnia. Jesteś miłością mojego życia, prawdziwą, która niszczy i buduje, sprawia, że mam ochotę żyć, gdy jesteś obok mnie i umrzeć, gdy jesteś daleko, która sprawia, że jestem tym, kim jestem i…
Przerwałam mu pocałunkiem. Podobno to najlepszy sposób na uciszenie kobiety. No proszę, na mężczyzn też działa.
- Kocham cię, Tommy. Szaloną miłością i wiem, że to trudne, ale z czasem wybaczenie przyjdzie samo, a tymczasem…
Znów go pocałowałam. Zmierzaliśmy do sypialni, zdejmując z siebie ubrania. Kiedy już prawie byliśmy w łóżku, Tommy przerwał pocałunek i odsunął się ode mnie.
- Przepraszam – szepnął. – Nie mogę. Jeszcze nie teraz – powiedział i wrócił do kuchni.
Ja tymczasem opadłam na łóżko i ściągnęłam perukę. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.


*****************


Siedziałam w swoim gabinecie, czekając aż Ethan zdeklaruje gotowość do sekcji, kiedy w drzwiach pojawiła się Kate. Uśmiechała się.
- Chodź, nasz medyczny cud chce nam podziękować – powiedziała i opuściła mój gabinet. Zaskoczona, ruszyłam za nią.
Mężczyzna czekający na nas w recepcji był o wiele bardziej przystojniejszy, niż kiedy widziałam go po raz ostatni.
- Żywy jest dużo bardziej seksowniejszy – szepnęłam, a Kate tylko się uśmiechnęła.
- Witam, jestem doktor Murphy – podała mu rękę.
- Pamiętam cię – powiedział i przytulił ją. – Pani też dziękuję, pani doktor – uśmiechnął się i ruszył w moją stronę. Uściskał mnie i muszę się wam przyznać, że podobało mi się to tak bardzo, że przez chwilę zapomniałam o Tommym. Facet był cholernie przystojny, a jego uścisk tak przyjemny, że miałam wrażenie, że zaraz się rozpłynę. Tak się jednak nie stało. Ze smutkiem wyślizgnęłam się z jego uścisku, a on sięgnął po coś do kieszeni kurtki.
- To dla ciebie – podał mi pudełeczko. – Słyszałem, że to ty zrobiłaś cięcie.
- To nic takiego – machnęłam ręką. – Jak twoje gardło?
- Trochę boli. Poza tym, czuję się świetnie. Mam też coś dla ciebie – uśmiechnął się i podał jej pakunek. Nie czekając na nic, Kate go otworzyła. Zobaczyłam wyrzeźbioną dłoń.
- Jest piękna – zachwyciła się blondynka. – Kto jest artystą?
- Um… Ja – uśmiechnął się. – Nazwałem to: „Ręka, która leczy”. Podarowanie jej tobie wydaje się być odpowiednie.
- Dziękuję. Megan, mogłabyś… - machnęła delikatnie ręką, dając mi znak, że mam zostawić ich samych.
- Tak, jasne. Do zobaczenia później. Pamiętaj, że masz już chłopaka – szepnęłam jej do ucha i wróciłam do gabinetu.


***************


Następnego dnia był piątek. Obudziłam się obok Tommy’ego, patrząc na jego tors. Lubiłam to robić. Zwłaszcza teraz, kiedy prawie ze sobą nie żyliśmy. Leniwie przekręciłam się na drugi bok, żeby spojrzeć na wielki ścienny zegar. Nagle zerwałam się jak oparzona, co obudziło Tommy’ego. Było już po jedenastej. Oboje dawno powinniśmy być w pracy.
- Cholera – syknęłam, kiedy nie znalazłam mojej peruki. A mogłam przysiąc,  że zostawiłam ją na szafce nocnej. – Widziałeś moją perukę? – spytałam Tommy’ego, który się przeciągał.
- Jest na stoliku nocnym – mruknął.
- Nie ma jej. Pomóż mi szukać.
- Może łatwiej byłoby powiedzieć wszystkim, że masz raka? – spytał, zaglądając pod łóżko.
- Już mam – uśmiechnęłam się. – Jest.
- Rozumiem, że nie chcesz straszyć Lacey, ale po co ukrywasz to przed przyjaciółmi?
- Pogodzę się z chemią i z tym, że wszyscy prawią mi komplementy na temat moich pięknych włosów, ale nie ze współczuciem – założyłam perukę. – Zrobimy tak, jak ja chcę.
Tommy spojrzał na mnie, po czym objął dłońmi moją głowę i gwałtownym ruchem przesunął ją trochę w prawo.

- Była przekrzywiona – powiedział i znikł za drzwiami łazienki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz